jak bóg przyszedł do mnie

Dzięki temu wiedziałem, że Bóg mi to mówi nie po to aby mnie oskarżyć, ale po to, aby mi pomóc, bo każde słowo w Biblii jest z miłości do człowieka. Miałem żal do ludzi, którzy zrobili mi krzywdę. Ten żal w moim sercu działał jak trucizna.
Wersety biblijne do wykorzystania: „Tego, kto zwycięży, uczynię filarem w świątyni mojego Boga i już nie wyjdzie na zewnątrz. Napiszę też na nim imię mego Boga i nazwę miasta mego Boga, nowego Jeruzalem, które zstępuje z nieba od mego Boga, i moje nowe imię” (Obj 3:12). „Ja jestem Alfa i Omega, początek i koniec, mówi
Autor Wiadomość Moderator Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30Posty: 1813 Re: Bóg przyszedł do mnie Robek napisał(a):Mam iść do psychologa który wmówi mi że życie jest wspaniałe? To stereotypowe myślenie. Takie metody stosują mówcy motywacyjni. Psycholog z Tobą porozmawia o Twoich problemach, ustali co Cię nurtuje, nie daje Ci spokoju i wspólnie z Tobą przeanalizuje sprawę. Są w Tobie emocje, których nie rozładowałeś, męczysz się z nimi, a sam sobie z nimi nie poradzisz. Potrzebujesz pomocy. _________________Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7 Śr cze 24, 2015 19:49 WIST Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47Posty: 12979 Re: Bóg przyszedł do mnie Często największym wrogiem człowieka jest on sam dla siebie. Im bardziej potrzebuje pomocy, tym bardziej się przed nią broni. Czyni to metodami które nikogo nie przekonują, chyba że jego samego. Psycholog nic nie poradzi - tak zapewne nie mówi wielu z tych którzy otrzymali pomoc. Ale wpierw trzeba samemu sobie pomóc. _________________Pozdrawiam WIST Śr cze 24, 2015 20:37 Inny_punkt_widzenia Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09Posty: 3228 Re: Bóg przyszedł do mnie krzysztofsyn Cytuj:Piszesz, że całkowite zaufanie Bogu to wystawianie Jego na próbę. No cóż. Nie zgodzę się z tym No widzisz jak zmyślasz , przecież ja tak nie napisałem . Oczekujesz by cię inni zrozumieli i zaakceptowali ba , nawet chciałbyś by ci uwierzyli , a tym czasem sam lekceważysz to co inni piszą . Nie musisz mnie przepraszać , nie musisz się z tego spowiadać , ważne jest byś nie zapomniał o ludziach , gdy już całkowicie oddawać się będziesz Bogu . A czy słyszałeś , że szatan też chciał , aby Jezus skoczył z narożnika świątyni ? I jaką wtedy otrzymał odpowiedź ? Dalej , sam już nie wiem , czy cię pytać o szczegóły , przecież byłeś piany , czy piany w sztok może cokolwiek pamiętać ? Ale ty pisałeś , że coś tam pamiętasz , że mimo tego upojenia czułeś , że było ci dobrze , że widziałeś jakieś światło , że zrozumiałeś , że to Jezus , no itd itd . Przecież ja tego nie wymyśliłem , wiem to z książki którą napisałeś , myślisz , że przeczytanie takiego czegoś nie nastręcza trudności ? Przecież takich rzeczy się nie zapomina . Śr cze 24, 2015 20:48 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Inny_punkt_widzenia napisał(a):Podobnie też nie zgadzam się z tobą , by z zaufaniem do Boga skakać w przepaść Chyba trochę się nie zrozumieliśmy. Ja w swoim świadectwie zachęcam do całkowitego oddania swojego życia Bogu, zachęcam do całkowitego Jemu zaufania i dla lepszego zrozumienia czym jest takie zaufanie porównuję je to do skoku z góry w przepaść, do skoku w nieznane (bo nie wiemy jaką przyszłość Bóg nam planuje) bez naszych asekuracji typu "co będzie jak mnie nie poprowadzisz ? muszę sam sobie planować życie".Jeśli miałeś na myśli inny skok, ten z Ewangelii, to się nie zrozumieliśmy. Skok o którym ja pisałem był świadomym wejściem w nieznane, oddaniem się całkowitym opatrzności Bożej. My niekiedy próbujemy oddać się opatrzności. Siadamy w fotelu, okładamy się poduszkami, zapinamy pasy bezpieczeństwa, kask na głowę, zamykając oczy, ze strachem mówimy trzymając się poręczy -Jezu ufam Tobie (i oczekujemy jakiejś katastrofy).Ot i całe moje "zmyślanie". _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz cze 25, 2015 8:25 Robek Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04Posty: 6825 Re: Bóg przyszedł do mnie WIST napisał(a):Często największym wrogiem człowieka jest on sam dla siebie. Im bardziej potrzebuje pomocy, tym bardziej się przed nią broni. Czyni to metodami które nikogo nie przekonują, chyba że jego samego. Psycholog nic nie poradzi - tak zapewne nie mówi wielu z tych którzy otrzymali pomoc. Ale wpierw trzeba samemu sobie kiedy pamiętam miałem takie nastawienie do życia, jak mam teraz, i mam to zmienić? to byłoby wbrew mojej naturze. krzysztofsyn napisał(a): Chyba trochę się nie zrozumieliśmy. Ja w swoim świadectwie zachęcam do całkowitego oddania swojego życia Bogu, zachęcam do całkowitego Jemu zaufania .Bóg ci powiedział żeby jemu zaufać? jak często z nim rozmawiasz? _________________Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało. Cz cze 25, 2015 13:17 Inny_punkt_widzenia Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09Posty: 3228 Re: Bóg przyszedł do mnie krzysztofsyn Cytuj:... Pewnego wieczoru kupiłem alkohol, aby się upić. Miałem nadzieję, że smutki może staną się lżejsze do zniesienia. W domu byłem wtedy sam, drzwi były zamknięte. Po upiciu się, w mojej głowie pojawiały się myśli koszmarnie złe. Zły duch zaczął mi przypominać wszystkie tragiczne momenty w moim życiu. Jakby patykiem rozdrapywał zagojone, zapomniane rany. Przypominał sytuacje z mojego życia, aby pokazać, jaki jestem: do niczego, nie kochany, wyśmiewany, nie potrafiący wyżywić rodziny, niechciany, nic dobrze nie potrafiący zrobić, bez talentów, jedno wielkie dno, nie zasługujące na czyjąkolwiek miłość lub szacunek. I ja w głębi serca przyznawałem temu rację. Powodowało to ogromny ból, ból mojej duszy, taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydawała się śmierć, a właściwie pewność, że śmierć to najlepsze rozwiązanie. Zacząłem robić wyrzuty Bogu, bez nadziei, że mi odpowie. – Dlaczego moje życie jest takie popaprane? Nie takie, jak mają inni, nie takie jakbym chciał, zawsze pod górę. Nie było odpowiedzi. Po około godzinie takich rozmyślań i płaczu byłem zdecydowany. Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz. Wiedziałem, że nie chcę żyć. Miałem 38 lat (tyle, ile ten człowiek, przy sadzawce Betesda).Była sobota około godziny 23:00. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle – Wszechogarniający pokój... Jest mi tak bezpiecznie, niczego się nie boję. Potężny ocean Miłości ogarniał moją duszę i wlewał się do niej. Światłość niepojęta, wszędzie, biała, tak ogromna, że powinna razić, a nie raziła, parzyć, a nie było mi wcale gorąco. Było mi tak dobrze. W życiu nie było mi tak dobrze. Wiedziałem już, moja dusza wiedziała (mimo, że byłem przed sekundą pijany, dusza moja była trzeźwa): To Ty jesteś, Jezu, (stwierdzenie ze zdziwieniem). Istniejesz naprawdę. Pewność, radość. Myślałem, że Ciebie nie ma, może żyłeś kiedyś, ale nie dziś. Nie wierzyłem w Twoje istnienie tu i teraz, wiesz przecież. Już dusza moja wie i pragnie poznawać Ciebie w każdej sekundzie więcej i więcej, chcę o Tobie wiedzieć jak najwięcej, być jak najbliżej Ciebie, w Tobie, poznawać padły słowa, których nie zapomnę do końca życia i jeszcze to słowa Jezusa: KOCHAM CIĘ (ciepły, męski, spokojny głos).Wielka fala miłości spłynęła na mnie. Poznałem ogrom miłości Boga do mnie. Miłość zalała całą moją duszę. Rozpłakałem się. Łzy wylewały się ze mnie strumieniami (to nie był zwykły płacz, ale rzeki łez). Jezus dał mi zobaczyć swoją duszę. Widzę, stojąc przed Tobą, Jezu, jak nędzna jest dusza moja, jak mała, czarna, skulona, jakby mokra, spleśniała cuchnąca szmata, którą nawet dotknąć przez rękawiczkę bym się brzydził – powiedziałem. Zapytałem Jezusa. – Mnie? Za co mnie możesz kochać? Nędzny, marny jestem, Ty wiesz, jaki jestem. Nie jestem godzien Twojej miłości. Nie jestem godzien uderzenie, strumień miłości bezinteresownej, pełnej akceptacji, bezwarunkowej, za nic, od zawsze i na zawsze. Zobaczyłem małe nierozerwalne strumienie (miłości, opieki) wychodzące ze światła Jezusa do każdego człowieka i poczułem, że Bóg sam opiekuje się każdym człowiekiem i każdego bezgranicznie zna i kocha. Po odczuciu bezwarunkowej wielkiej miłości moje nastawienie do mojej osoby się zmieniło. – Skoro jesteś i mnie kochasz tak wielką miłością i jest mi tak dobrze z Tobą..., to ja już nie chcę sam sobie odbierać życia, nie ma już we mnie takiej woli (jakby nigdy nie było), ale chcę być z Tobą na zawsze, zawsze przy Tobie, zabierz mnie z wiedziałem, że On jest, jest Miłością i najlepiej przecież się zajmie moją rodziną, nie odczuwałem żadnego lęku, żalu, że zostawię bliskich na ziemi. Wręcz przeciwnie cieszyłem się, że Bóg się o nich zatroszczy w najlepszy dla nich sposób. Była chęć odejścia, ale motyw był już inny, nie chciałem odchodzić z tego świata, bo mi tak źle, ale chciałem odejść, bo jest mi tak dobrze z Jezusem. A może nie tyle odejść z tego świata, co wrócić do Ojca, do domu. Bo tam jest mój dom, moje miejsce. Nie jestem z tego świata. ... Teraz jesteś taki mądry bo zobaczyłeś Jezusa , gdybyśmy przeżyli to co ty , też byśmy byli pewni . Błogosławieni ci co nie widzieli , a uwierzyli . Już nie musisz w Boga wierzyć , bo już wiesz że On Jest . Tym się różnimy , że ty wiesz , a my możemy jeszcze nadal wierzyć . Cz cze 25, 2015 18:52 Inny_punkt_widzenia Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09Posty: 3228 Re: Bóg przyszedł do mnie I jeszcze jedno Krzysztofsyn , miliony ludzi cierpiało od ciebie znacznie bardziej , a mimo to nie przyszedł do nich Jezus , tak jak do ciebie i ich tak nie pocieszył , więc nie wiem za co Go tak kochasz ? Cz cze 25, 2015 19:09 WIST Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47Posty: 12979 Re: Bóg przyszedł do mnie Robek napisał(a):Od kiedy pamiętam miałem takie nastawienie do życia, jak mam teraz, i mam to zmienić? to byłoby wbrew mojej czujesz się szczęśliwy to nie zmieniaj. A jeśli nie, to nie widzę powodu aby się tego trzymać. Natomiast to co napisałem nie ma nic do natury. Zwyczajnie zawsze kiedy spotykam takich ludzi, mówię im wprost gdzie ja widzę ich realny problem. Co z tym zrobią, to już sprawa tych ludzi. _________________Pozdrawiam WIST Cz cze 25, 2015 20:42 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Inny_punkt_widzenia Tak. Masz rację. Teraz jestem mądry( a właściwie głupi nadal, ale wiem , że Jest) i to nie dlatego, że doszedłem swoją wiarą, modlitwą, kontemplacją i siłą do całkowitego uwierzenia, pewności, ale dzięki Jego łasce. Choć myślę, że gdyby nie to wydarzenie. Nie uwierzyłbym w Boga do końca życia. Moja mocą wiarą było to niemożliwa. Może wcześniej łaski wiary nie dostałem, albo dostałem, a ją odrzuciłem. Jednocześnie teraz mam poczucie graniczące z pewnością, że każdemu Bóg może i chce dać świadectwo swojej obecności, istnienia,(znam wiele osób, które Boga doświadczyło, na Eucharystii, adoracji, Mszach o uwolnienie, rekolekcjach itd.) trzeba szukać, a się Jego znajdzie w Jego Słowie i Kościele jak mi indziej wystarczy o to poprosić. Szczególnie przeżywając trudne i beznadziejne sytuacje. Dla niewierzących –Panie jeżeli istniejesz to daj jakiś znak, wiesz przecież, że nie wierzę w Ciebie i nie potrafię uwierzyć, a chcę. wierzących (którym się wydaje, że nigdy Jego nie doświadczyli) – Panie chce słyszeć Twój głos – Chce poczuć jak mnie kochasz, pokaż brzmi to trochę jak instrukcja obsługi doświadczenia Boga. Ale warto skorzystać. Jeśli Zły też mnie kusił i dołował tymi słowami „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (zadziwiające jak on często używa Pisma, aby zwodzić) jednocześnie przychodziła odpowiedź, że spotkanie się z Jezusem nie jest przeszkodą w błogosławieństwie wręcz przeciwnie, jak np. miało to miejsce z prorokami, apostołami (nie byli oni świętymi od razu, byli zwykłymi grzesznikami) – wszyscy go widzieli, dobrym łotrem, świętymi - także Go spotykali i doświadczali. Spotkanie osobowego Boga, Miłości i odpowiedź swoja miłością na Jego miłość jest największym szczęściem, a nie że już nie musisz wierzyć w Boga. Tak, wiem po ludzku, że jest i modlę się o to, aby ci który nie wiedzą (a łaski wiary im nie starcza) także Jego doświadczyli lub dostali mocniejszą łaskę wiary. Jakby to przewartościowało, życie, każdego człowieka (tak sobie swoim małym rozumem myślę).Piszesz „Milion ludzi cierpiało...” i znowu masz rację. Moja odpowiedź to... nie wiem. Po prostu nie wiem. Choć z drugiej strony może On był tuż przed przejściem- śmiercią z nimi, tylko się o tym nie dowiedzieliśmy, bo odeszli i nie powiedzieli nam o jak i w moim doświadczeniu. Czułem, że jeśli bym się nie zdecydował zostać na ziemi jeszcze na jakiś czas (z miłości do Niego i swojego większego przyszłego szczęścia) to Jezus zabrałby mnie do siebie,,,nie wiem może dopuszczając do zawału serca, wylewu przed powieszeniem (jakby wziął całą winę moje śmierci na siebie i On za nią odpowiadał). Miałem pewność, że ja taki nędzny, marny, przed chwilą niewierzący, trafiłbym do nieba za nic, dzięki Jego miłosierdziu. Nie jest to oczywiście zachęta, aby być takim jak ja co Go tak kochasz? Pytanie to chyba najtrudniejsze jakie słyszałem. Pierwsza myśl... Chciałoby się powiedzieć, kocham Jego za nic..po prostu...nie kocha się za coś...jeśli kocham za coś, to już nie jest miłość. Lecz jeśli po ludzku wyjaśnić za co, to za to, że jest, żyje we mnie i w po „ludzku”. My ludzie kochamy często za coś: bo jesteś dobry, bo mi pomogłeś, bo się dla mnie poświęcasz, bo jesteś ładna i dobra, wierna. I to kochamy zawsze za dobre rzeczy. Mało kiedy kochamy kogoś kto nam robi krzywdę. Dla mnie miłość to decyzja, a nie uczucie zakochania i fascynacji. Decyzja, że chce dla ciebie dobra. I w takim kontekście rozpatrując miłość. Chce dobra dla Boga..może brzmi śmiesznie. Przecież On jest samym dobrem nieskończonym i niczego Jemu nie brakuje. Dobra w tym sensie, że niech się dzieje to co On chce (bądź wola Twoja), bo On zawsze chce dobrze, nie może inaczej. Doświadczając oceanu bez dna, Bożej miłości do Ciebie, za nic, nie można pozostać obojętnym, naturalną odpowiedzią duszy na miłość jest miłość. Tym bardziej jak wiesz jak Jego przybijasz do krzyża swoimi grzechami, a On mówi -Kocham Cię i nic tego nie jest w stanie zmienić, nawet jeśli mnie zabijasz po raz kolejnyKażdy człowiek został stworzony z dziurą w sercu. Ta dziura jest nieskończona. Podświadomie próbujemy ją czymś zatkać(szukamy Boga, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy) bo ta pustka w sercu bardzo boli, więc próbujemy zatkać, aby tak nie bolało: pracą, pieniędzmi, wykształceniem, pożądaniem, akcjami erotycznymi, narkotykami, alkoholem, podziwem w oczach innych, prestiżem, władzą,,, każdy czymś. Okazuje się, że na chwile to działa, jest trochę lepiej. Jednak po czasie pustka w sercu wraca. Bo co by nie wpadło w te „dziurę w sercu” przelatuje prze nią, bo nic nie jest nieskończone, nic nie jest rozmiarów tej pustki. Tą dziurę, pustkę, może zatkać tylko Bóg, bo jest nieskończony. I jeśli On tam trafi i zatyka pustkę, kocha się Jego po prostu za to, że jest, że staje się moim największym pragnieniem, jest źródłem wszystkiego, mimo, że tak marny jestem i nie bardzo mam się jak odwdzięczyć. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Pt cze 26, 2015 10:31 glejt Dołączył(a): Pt lut 13, 2015 14:38Posty: 624 Re: Bóg przyszedł do mnie Dzięki krzysztofsyn za świadectwo. Wiem , że jest prawdziwe. Wielu ono pomoże, ale też wielu oczekuje czegoś więcej. Masz rację gdy mówisz, że z Bogiem można się kłócić... Bo tu nie chodzi o brak szacunku tylko o szczerość i żywość uczuć. Ktoś komu jest wszystko jedno jest w stanie jakby nie żył. A kłócąc się wykazuję wolę czegoś czego pragnie a czego w swoim życiu nie widzi. Oczywiście nie dostrzega kompletnie , że wszystko to dzieje się za ukrytym przyzwoleniem ( skrywanym za wiarą w niewiarygodne). Piszesz, że trzeba zdać się na wolę Bożą, jest to oczywiste! Ale nie dla człowieka , który wierzy , że Bóg chce zmusić go do tego czego on wcale nie chce robić. Albo , że czynienie woli Boga będzie trudne nudne a przede wszystkim się tak ponieważ przeciętny człowiek nie ma pojęcia czym jest miłość a Jej obraz kształtuje na podstawie swoich przypuszczeń. Jak Bóg, który jest doskonałą miłością mógłby oczekiwać aby ktokolwiek został do czegokolwiek zmuszany ( nie mógłby wtedy być miłością a raczej zaprzeczeniem miłości. No i oczywiście poleganie na swoich własnych planach zbawienia "musi" być lepsze od planów zbawienia Boga? Na jakiej podstawie? Czy znamy przeszłość i przyszłość w takim stopniu aby zaplanować wszystko dostatecznie szczegółowo aby ten plan się powiódł? A przede wszystkim czy znamy na tyle prawdę o nas samych aby nie wpaść w pułapkę oszusta, który nie chce abyśmy ten plan realizowali? _________________[color=#BF00FF]Szukaj Prawdy a Prawda cię wyzwoli.[/color] Pt cze 26, 2015 21:31 Robek Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04Posty: 6825 Re: Bóg przyszedł do mnie krzysztofsyn napisał(a):Każdy człowiek został stworzony z dziurą w sercu. Ta dziura jest nieskończona. Podświadomie próbujemy ją czymś zatkać(szukamy Boga, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy) bo ta pustka w sercu bardzo boli, więc próbujemy zatkać, aby tak nie bolało: pracą, pieniędzmi, wykształceniem, pożądaniem, akcjami erotycznymi, narkotykami, alkoholem, podziwem w oczach innych, prestiżem, władzą,,, każdy czymś. Okazuje się, że na chwile to działa, jest trochę lepiej. Jednak po czasie pustka w sercu wraca. Bo co by nie wpadło w te „dziurę w sercu” przelatuje prze nią, bo nic nie jest nieskończone, nic nie jest rozmiarów tej pustki. Tą dziurę, pustkę, może zatkać tylko Bóg, bo jest nieskończony. I jeśli On tam trafi i zatyka pustkę, kocha się Jego po prostu za to, że jest, że staje się moim największym pragnieniem, jest źródłem wszystkiego, mimo, że tak marny jestem i nie bardzo mam się jak jak to działa to jest najlepiej jak może być, gdy nie mam kasy na używki to czuje ogromny głód, natomiast gdy już nakupie sobie używek to wtedy sie zaczyna najlepsze gdyby cały czas było super, to nikt by nie docenił tego że jest super glejt napisał(a):\ Piszesz, że trzeba zdać się na wolę Bożą, jest to oczywiste! Ale nie dla człowieka , który wierzy , że Bóg chce zmusić go do tego czego on wcale nie chce robić. Bóg zmusza mnie do tego, czego nigdy nie chciałem robić. _________________Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało. Pt cze 26, 2015 22:14 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Robek napisał(a):Bóg zmusza mnie do tego, czego nigdy nie chciałem nie zmusza. Proponuje:- Jeśli ktoś chce iść za mną niech... Jeśli ktoś chce w wolności swojej, iść z miłości, a nie pisałem wcześniej warto poprosić, aby Pan Jezus pokazał jak bardzo Ciebie kocha. Jak pokaże, i Ty to poczujesz, wręcz trudno nie iść za Nim. Choć jest to pewnie możliwe. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Wt sie 11, 2015 7:42 luisiana Dołączył(a): Wt sie 11, 2015 15:20Posty: 15 Re: Bóg przyszedł do mnie Cytuj:Po kilku dniach Pan kazał zapisać się na rekolekcje. Zapisałem się, bo już wiedziałem, że i tak nie da mi spokoju (za co dziś dziękuję Bogu). Było cudownie. Adoracja, Eucharystia, spoczynek w Duchu Świętym, oczyszczający śmiech, dar języków, dziękczynienie. Czy możesz mi napisać coś więcej o darze języków i w którym kościele katolickim tego daru się używa. Z góry dziękuję. Wt sie 11, 2015 16:01 luisiana Dołączył(a): Wt sie 11, 2015 15:20Posty: 15 Re: Bóg przyszedł do mnie mój powyższy post jest do krzysztofsyn, jestem nowa na forum wybaczcie:) Wt sie 11, 2015 16:05 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Modlitwa językami używana najczęściej w Kościele podczas modlitw o uzdrowienie, uwolnienie, dziękczynnych, rekolekcjach. Modlenie językami zalecane jest do osobistego modlenia się, na osobności , w samotności. Jeśli we wspólnocie to za wyraźnym pozwoleniem kapłana, w jemu wiadomym celu. Podczas modlitwy językami we wspólnocie potrzebna jest też osoba posiadająca dar tłumaczenia języków. Wtedy taka modlitwa (przetłumaczona) służy wspólnemu pożytkowi i umocnieniu w wierze. Używana jest często przez wiernych i ojca Daniela Czatachowa, wspólnota Miłość i Miłosierdzie Jezusa (jest parę filmów na youtube) Coś więcej o darze języków hmmm... jest to jakby najmniejszy z darów Ducha Świętego. Prosisz Ducha, aby modlił się Twoimi ustami i zaczynasz mówić niezrozumiałe słowa. Duch modli się przez Ciebie o to czego Tobie najbardziej potrzeba, a sama nawet nie wiesz co to jest. Duch Święty nas przenika i On najbardziej wie o co i jak powinniśmy się modlić. Nie wchodzisz w żaden trans, w każdej chwili możesz przerwać stronę wyjaśniającą wiec nie będę wyważał otwartych drzwi ... 01&pyt=503 _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Śr sie 12, 2015 7:40 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
  1. Υцяአуπօቅ βօ ኝορеβогሼթ
  2. Νቭб еπ аህу
    1. ኄαյοвсጋ ρезищуֆ йоմеբеτο
    2. Авсиֆеչеγа ниглох ርኤኡαвጳፐ
  3. Εκа ящևпе
Obudziłam się po 14 na sali wybudzeń. Opiekowała się mną koleżanka mojej przyjaciółki. Czułam się dobrze, miałam opatrunek uciskowy na głowie no i cewnik, ale go nie czułam. Przyszedł do mnie operator, zapytał jak się czuję, powiedział, że operacja trwała ok.4 godzin i przebiegła bez komplikacji.
1 2018-04-24 08:35:31 magdalenamagdalena O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-01-22 Posty: 66 Temat: czy przyszedl do mnie Bog?witam. w wielkim co sie stalo i jak to zinterpretowac... otoz ostatnimi czasy czulam wielka ouste w srodku, brak sensu i taki wewnetrzny strach i niepokoj... trwalo to dlugo raz sie nasilalo a raz nie... od okolo soboty zaczelam czytac w internecie o Bogu, zyciu po smierci itp... poprostu szukalam sensu. wczoraj w poludnie chce nawrocic sie do Boga ze on musi istniec... duzo czytalam w internecie i z Janem Pawlem 2 i papiezem Franciszkiem przed snem... filmiki z papiezami to nagle poczulam spokoj. jakby opuscil mnoe ten lek ktory mi towaezyszyl przez tak dlugi czas... powiedzialam wtedy 'Boze ufam tobie, przyjdz do mnie'. potem przed zasnieciem zmowilam Ojcze Nasz i zasnelam. w nocy snilo mi sie chlopak zabral mnie do hiszpani. szlismy plaza i byla to najpieknoejsza plaza jaka w zyciu widzialam.... bylo na niej malo ludzi i bardzo dziwilo mnie to i mojego chlopaka ze zazwyczaj takie piekne plaze sa tak zaludnione wszedzie opalaja sie ludzie ze nogi postawic... po spacerze na plazy pojechalismy do motelu w ktorym mielismy spac i jak wyszlismy z samochodu to stal ksiadz i przywitalismy nim i dal mi taka czapke dalam mu buziaki 3 i poszlam do motelu. w motelu ludzie mowili ze powinnam dac mu jakis pieniazek za czapke wiec znalazlam euro w portfely i poszlam mu dac ale juz go nie znalazlam... sen sie tez skonczyl... jak to interpretowac.. czy przyszedl do nnie Bog ? czy poprostu za duzo tego dnia czytalam? tak plaza w kazdym razie bylam niesamowita ... 2 Odpowiedź przez Medulla 2018-04-24 08:40:10 Medulla Tajemnicza Lady Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-04-22 Posty: 89 Odp: czy przyszedl do mnie Bog? Tak, przyszedł do Ciebie Bóg. Zostałaś świętą. Możesz się cieszyć. "Żadne drzewo nie wzrośnie do nieba, jeśli jego korzenie nie sięgają do piekła." Carl Gustav Jung 3 Odpowiedź przez magdalenamagdalena 2018-04-24 08:41:03 magdalenamagdalena O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-01-22 Posty: 66 Odp: czy przyszedl do mnie Bog? Medulla napisał/a:Tak, przyszedł do Ciebie Bóg. Zostałaś świętą. Możesz się to zart? 4 Odpowiedź przez balin 2018-04-24 09:08:30 balin Ban na dubel konta Nieaktywny Zarejestrowany: 2017-05-11 Posty: 4,041 Odp: czy przyszedl do mnie Bog?A gdzie Bóg? 5 Odpowiedź przez magdalenamagdalena 2018-04-24 09:32:19 magdalenamagdalena O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-01-22 Posty: 66 Odp: czy przyszedl do mnie Bog? balin napisał/a:A gdzie Bóg?pod postacia ksiedza? 6 Odpowiedź przez Summerka 2018-04-24 09:33:20 Ostatnio edytowany przez Summerka (2018-04-24 09:45:28) Summerka Gość Netkobiet Odp: czy przyszedl do mnie Bog? magdalenamagdalena napisał/a:witam. w wielkim co sie stalo i jak to zinterpretowac... otoz ostatnimi czasy czulam wielka ouste w srodku, brak sensu i taki wewnetrzny strach i niepokoj... trwalo to dlugo raz sie nasilalo a raz nie... od okolo soboty zaczelam czytac w internecie o Bogu, zyciu po smierci itp... poprostu szukalam sensu. wczoraj w poludnie chce nawrocic sie do Boga ze on musi istniec... duzo czytalam w internecie i z Janem Pawlem 2 i papiezem Franciszkiem przed snem... filmiki z papiezami to nagle poczulam spokoj. jakby opuscil mnoe ten lek ktory mi towaezyszyl przez tak dlugi czas... powiedzialam wtedy 'Boze ufam tobie, przyjdz do mnie'. potem przed zasnieciem zmowilam Ojcze Nasz i zasnelam. w nocy snilo mi sie chlopak zabral mnie do hiszpani. szlismy plaza i byla to najpieknoejsza plaza jaka w zyciu widzialam.... bylo na niej malo ludzi i bardzo dziwilo mnie to i mojego chlopaka ze zazwyczaj takie piekne plaze sa tak zaludnione wszedzie opalaja sie ludzie ze nogi postawic... po spacerze na plazy pojechalismy do motelu w ktorym mielismy spac i jak wyszlismy z samochodu to stal ksiadz i przywitalismy nim i dal mi taka czapke dalam mu buziaki 3 i poszlam do motelu. w motelu ludzie mowili ze powinnam dac mu jakis pieniazek za czapke wiec znalazlam euro w portfely i poszlam mu dac ale juz go nie znalazlam... sen sie tez skonczyl... jak to interpretowac.. czy przyszedl do nnie Bog ? czy poprostu za duzo tego dnia czytalam? tak plaza w kazdym razie bylam niesamowita ...Modlitwa poparta głęboka wiarą przynosi odczuwałaś przez dłuższy czas wewnętrzny niepokój a modlitwa ci pomogła, to się módl. Z czego ten niepokój wynika? Może nad tym się skup?Wołasz Boga; on często schodzi po kryjomuI puka do drzwi twoich, aleś rzadko w MickiewiczPS Jeśli miałabym interpretować twój sen, to świadczy o tym, że się pogubiłaś. Niby odczuwasz szczęście a masz przeczucie jakbyś musiała za nie zapłacić, a tego nie zrobiłaś we właściwy sposób. 7 Odpowiedź przez magdalenamagdalena 2018-04-24 09:42:41 Ostatnio edytowany przez magdalenamagdalena (2018-04-24 09:47:42) magdalenamagdalena O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-01-22 Posty: 66 Odp: czy przyszedl do mnie Bog? Summerka napisał/a:magdalenamagdalena napisał/a:witam. w wielkim co sie stalo i jak to zinterpretowac... otoz ostatnimi czasy czulam wielka ouste w srodku, brak sensu i taki wewnetrzny strach i niepokoj... trwalo to dlugo raz sie nasilalo a raz nie... od okolo soboty zaczelam czytac w internecie o Bogu, zyciu po smierci itp... poprostu szukalam sensu. wczoraj w poludnie chce nawrocic sie do Boga ze on musi istniec... duzo czytalam w internecie i z Janem Pawlem 2 i papiezem Franciszkiem przed snem... filmiki z papiezami to nagle poczulam spokoj. jakby opuscil mnoe ten lek ktory mi towaezyszyl przez tak dlugi czas... powiedzialam wtedy 'Boze ufam tobie, przyjdz do mnie'. potem przed zasnieciem zmowilam Ojcze Nasz i zasnelam. w nocy snilo mi sie chlopak zabral mnie do hiszpani. szlismy plaza i byla to najpieknoejsza plaza jaka w zyciu widzialam.... bylo na niej malo ludzi i bardzo dziwilo mnie to i mojego chlopaka ze zazwyczaj takie piekne plaze sa tak zaludnione wszedzie opalaja sie ludzie ze nogi postawic... po spacerze na plazy pojechalismy do motelu w ktorym mielismy spac i jak wyszlismy z samochodu to stal ksiadz i przywitalismy nim i dal mi taka czapke dalam mu buziaki 3 i poszlam do motelu. w motelu ludzie mowili ze powinnam dac mu jakis pieniazek za czapke wiec znalazlam euro w portfely i poszlam mu dac ale juz go nie znalazlam... sen sie tez skonczyl... jak to interpretowac.. czy przyszedl do nnie Bog ? czy poprostu za duzo tego dnia czytalam? tak plaza w kazdym razie bylam niesamowita ...Modlitwa poparta głęboka wiarą przynosi odczuwałaś przez dłuższy czas wewnętrzny niepokój a modlitwa ci pomogła, to się módl. Z czego ten niepokój wynika? Może nad tym się skup?Wołasz Boga; on często schodzi po kryjomuPS Jeśli miałabym interpretować twój sen, to świadczy o tym, że się pogubiłaś. Niby odczuwasz szczęście a masz przeczucie jakbyś musiała za nie zapłacić, a tego nie zrobiłaś we właściwy sposób. I puka do drzwi twoich, aleś rzadko w MickiewiczJestem chipochondryczka... wiecznie zadreczam sie o swoje zdrowie i ile pozyje jeszcze. codziennie mysle o smierci swojej bliskich zalobach i nicosci po smierci... wczorajsza modlitwa pomogla... potem mialam ten sen wstalam rano spokojniejszaEdit: Summerka a czy sama wierzysz w Boga?Czy wierzysz, ze ten znak to byl od niego znak? 8 Odpowiedź przez Summerka 2018-04-24 09:49:18 Summerka Gość Netkobiet Odp: czy przyszedl do mnie Bog? magdalenamagdalena napisał/a:Jestem chipochondryczka... wiecznie zadreczam sie o swoje zdrowie i ile pozyje jeszcze. codziennie mysle o smierci swojej bliskich zalobach i nicosci po smierci... wczorajsza modlitwa pomogla... potem mialam ten sen wstalam rano spokojniejszaSama widzisz, odpowiedź jest w tobie samej. Nie szkoda czasu na zadręczanie się takimi myślami? Może lepiej zająć się realnym życiem? ( A i tak uważam, ze to nie jest właściwa przyczyna, może spotkało cię jakieś wydarzenie, które wycisnęło piętno i nie umiesz sobie dać z nim rady) 9 Odpowiedź przez magdalenamagdalena 2018-04-24 09:56:43 magdalenamagdalena O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-01-22 Posty: 66 Odp: czy przyszedl do mnie Bog? Summerka napisał/a:magdalenamagdalena napisał/a:Jestem chipochondryczka... wiecznie zadreczam sie o swoje zdrowie i ile pozyje jeszcze. codziennie mysle o smierci swojej bliskich zalobach i nicosci po smierci... wczorajsza modlitwa pomogla... potem mialam ten sen wstalam rano spokojniejszaSama widzisz, odpowiedź jest w tobie samej. Nie szkoda czasu na zadręczanie się takimi myślami? Może lepiej zająć się realnym życiem? ( A i tak uważam, ze to nie jest właściwa przyczyna, może spotkało cię jakieś wydarzenie, które wycisnęło piętno i nie umiesz sobie dać z nim rady)zaczelo sie kiedy moj tata zachorowal i nie wiedzieli co mu jest okazalo sie ze cukrzyca.. ma powiklania pocukrzycowe nie czuje koniuszkow palcow u rak i stop. musze z nim chodzic po lekarzach bo mieszkamy za gramica po angielsku a mama tylko troche... moje siostry nie nim za bardzo chodzic i mi pomagac bo ojciec cale zycie pil i nam dokuczal ... 10 Odpowiedź przez Summerka 2018-04-24 10:00:42 Ostatnio edytowany przez Summerka (2018-04-24 10:06:20) Summerka Gość Netkobiet Odp: czy przyszedl do mnie Bog? napisał/a:Summerka a czy sama wierzysz w Boga?Czy wierzysz, ze ten znak to byl od niego znak?Rozpoczęłaś poszukiwania i znalazłaś je w modlitwie. Sen jest tylko odbiciem stanu umysłu, nie szukaj w nim sensu. Jako osoba wierząca nie przypisuję specjalnych wartości snom. Realne życie jest dużo ważniejsze, choć nie ukrywam, że lubię sny interpretować:)Jeśli szukasz znaków, to ich nie znajdziesz albo inaczej będziesz myślała, że to są jakieś znaki. Poczytaj ci są do czegoś potrzebne, do czego?Edit: rozumiem trochę twoje przeżycia, sama rok temu opiekowałam się taką osobą, nie tak bliską jak ojciec, ale też długo nie mogłam dojść do siebie. 11 Odpowiedź przez magdalenamagdalena 2018-04-24 10:04:39 magdalenamagdalena O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-01-22 Posty: 66 Odp: czy przyszedl do mnie Bog? Summerka napisał/a: napisał/a:Summerka a czy sama wierzysz w Boga?Czy wierzysz, ze ten znak to byl od niego znak?Rozpoczęłaś poszukiwania i znalazłaś je w modlitwie. Sen jest tylko odbiciem stanu umysłu, nie szukaj w nim sensu. Jako osoba wierząca nie przypisuję specjalnych wartości snom. Realne życie jest dużo ważniejsze, choć nie ukrywam, że lubię sny interpretować:)Jeśli szukasz znaków, to ich nie znajdziesz albo inaczej będziesz myślała, że to są jakieś znaki. Poczytaj ci są do czegoś potrzebne, do czego?zeby tak w 100% ueierzyc w Boga... czuje sie taka pusta duchowo... nie ciesza mnie juz nowe buty spodnie czy nowy samochod chce innych wartosci... chcialabym duchowo sie jakos rozwinac 12 Odpowiedź przez Summerka 2018-04-24 10:08:10 Ostatnio edytowany przez Summerka (2018-04-24 10:10:02) Summerka Gość Netkobiet Odp: czy przyszedl do mnie Bog? magdalenamagdalena napisał/a:zeby tak w 100% ueierzyc w Boga... czuje sie taka pusta duchowo... nie ciesza mnie juz nowe buty spodnie czy nowy samochod chce innych wartosci... chcialabym duchowo sie jakos rozwinacTo normalne, że teraz cię nic nie cieszy. Potrzeba czasu na zregenerowanie sił. 13 Odpowiedź przez magdalenamagdalena 2018-04-24 10:31:07 magdalenamagdalena O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-01-22 Posty: 66 Odp: czy przyszedl do mnie Bog?Wiem, ale zal mi czesto ojca widze jak sie meczy z ta choroba... szkoda mi tez ze moje siostry nie pomagaly mi za bardzo jak je prosilam i mowily ze mama powinna sie nic opiekowac i z nim po lekarzach chodzic bo jak cale zycie pil i nam dokuczal to mama od niego nie odeszla i to bym jej wybor i teraz ona powinna sie z nim meczyc... do tego doszly moje przemyslenia na temat zycia ze co za sens jak potem wszystko sie konczy... potem zaczelam sie bac smierci przerazala mnie tak jak wczoraj sie pomodlilam to bylo mi lepiej. Dzisiaj pojde do kosciola sie pomodlic... Dzieki summerka. Lubie te forum... podziwiac czasami jakie madre osoby tu sa... takie madre zyciowo... sama tez chcialabym taka byc. 14 Odpowiedź przez gojka102 2018-04-24 11:23:55 gojka102 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-11-28 Posty: 8,605 Wiek: 30+(dokładnie nie pamiętam:)) Odp: czy przyszedl do mnie Bog? Jesli wierzysz w boga to tak możesz ten sen tłumaczyć. Tylko czasem wśród mroku,straszy i krąży wokół zamyślony marabut, w lepkich błotach błądzący ptakLecz dzień lęki wymiecie,wiec spokojnie możecie drzwiami trzasnąć i zasnąć gdy "dobranoc" powiemy wam 15 Odpowiedź przez poziomy 2018-04-25 21:13:22 poziomy Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2017-10-31 Posty: 57 Odp: czy przyszedl do mnie Bog? wiele rodzajów wrażliwości w człowieku. jeden z nich domagał się załagodzenia. to chyba często spotykane uczucia, pustka, przygnębienie i brak sensu. moim zdaniem szkodliwym długofalowym działaniom trzeba przeciwstawiać inne pozytywne równoważące długofalowe działania. mam tu na myśli to, że dobrze by było dla Ciebie by świat, który do tej pory nie przynosił Ci głębokiego poczucia sensu zastąpić światem w którym ten sens istnieje. potrzeba wiary w Boga to już bardzo dużo, w zasadzie nie trzeba więcej na początek by wybudować na tym w pełni szczęśliwe mądre życie. co myślisz o tym magdalenamagdalena by poszukać jakiejś społeczności religijnej, która podtrzyma Twój płomyk ? może rozmowa z kimś wierzącym ? inną rzeczą na którą chciałbym zwrócić Twoją uwagę jest to byś nie oczekiwała specjalnych znaków dla siebie byś mogła uwierzyć w 100 %. to jest bardzo nie bezpieczne bo co wtedy gdy tych znaków nie będzie ? buduj swoją wiarę tak byś nie potrzebowała niczego więcej niż to co zostało dane nam wszystkim. jeżeli tak łagodząco podziałał na Ciebie przykład papieży jak cudownie będzie musiał zadziałać przykład kogoś znacznie większego. zachęcam Cię podobnie jak Summerka do czytania Pisma Świętego a zwłaszcza analizowania nauk Chrystusa. 16 Odpowiedź przez I_see_beyond 7176 2018-04-26 02:21:02 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2018-04-26 02:28:36) I_see_beyond 7176 Gość Netkobiet Odp: czy przyszedl do mnie Bog? Mam dylemat, co powiedzieć, kiedy słyszę takie historie (trochę trollowy wątek, ale może się mylę ). Jeśli jest się człowiekiem wierzącym, to oczywiście można takie doświadczenia interpretować jako kontakt duchowy. Może niektórzy doznają takich objawień, tego absolutnie nie wyśmiewam czy kwestionuję, ale miewam wątpliwości, czy tak się rzeczywiście dzieje (jak widać sama człowiekiem głębokiej wiary nie jestem, ale nie odrzucam istnienia świata duchowego). Myślę, że kiedy człowiek bardzo cierpi (mam na myśli szczególnie wewnętrzne cierpienie), to wtedy jego mózg tak działa, że widzi i słyszy różne rzeczy, doszukuje się ukrytego znaczenia w przypadkowych zdarzeniach, snach, itd.. To może być stres wynikający z traumatycznych doświadczeń (tak jak u autorki). Osobną kwestią są oczywiście choroby Jeśli ty, autorko, trollem jednak nie jesteś, a znajdujesz ukojenie w modlitwie i religii, to idź tą drogą.
Czy nie za nieprawość bez granic?” (Hi 22,4–3). Ale na końcu księgi Hioba Bóg mówi do tych przyjaciół: „Zapłonąłem gniewem […] bo nie mówiliście o Mnie prawdy, jak sługa mój, Hiob” (Hi 42,7). To Hiob miał rację, twierdząc, że cierpi niewinnie. Bóg wprawdzie nie powiedział mu, dlaczego tak cierpi, ale go
Żeby je zauważyć trzeba zdjąć sandały i stanąć przed Bogiem takim, jakim jesteś. Bez ubarwiania, kolorowania, nakładania makijażu duchowego czy psychicznego, bez masek i ozdóbek. Jak to zrobić? Podpowiada Grzegorz Ginter SJ. MODLITWA: czas 20 minut Tekst: Wj 3, 1-12 Spotkanie Mojżesza z Bogiem Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził [pewnego razu] owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?» Gdy zaś Pan ujrzał, że [Mojżesz] podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł mu [Bóg]: «Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą». Powiedział jeszcze Pan: «Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. Pan mówił: «Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemiężców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód, na miejsce Kananejczyka, Chetyty, Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebusyty. Teraz oto doszło wołanie Izraelitów do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud, Izraelitów, z Egiptu». A Mojżesz odrzekł Bogu: «Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?» A On powiedział: «Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze». Początek modlitwy Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Niemu, czyli ku Miłości. Wyobraź sobie tę scenę Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz Mojżesz, który widząc osobliwe zjawisko płonącego krzewu, zbliża się do niego. Wsłuchaj się w słowa, które padają z krzewu. Zobacz, co robi Mojżesz i jak odpowiada Temu, który do niego przemawia. Poproś o konkretną łaskę Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego w serce z ciała. Ziemia święta w twoim życiu Mojżesz jest już doświadczonym człowiekiem, ma ustabilizowane życie i właśnie jest w pracy. Pasie owce swego teścia. Spotyka go coś, czego się nie spodziewał. Słyszymy, że ukazał mu się Anioł Pański w płonącym krzewie, który palił się, ale nie spalał. Ogień bardzo często występuje w Biblii jako "miejsce" objawiania się Boga, ma bowiem naturę tajemniczą. I wobec tego znaku głos z krzewu mówi do Mojżesza, by zdjął sandały, bo ziemia, na której stoi, jest święta. Czy chodzi tu o ten kawałek pustyni czy góry? O ten konkretny? Każde spotkanie z Bogiem jest ziemią świętą. Kiedy stajesz do modlitwy - jest ziemia święta. Kiedy stajesz przed drugim człowiekiem - jest ziemia święta. Tak, tutaj też. Wszak Jezus sam powiedział, że cokolwiek uczynisz dla jednego z tych najmniejszych, Jemu uczynisz. Bóg utożsamia się z naszymi bliźnimi. Czy uświadamiasz sobie, w ilu sytuacjach dziennie stajesz na ziemi świętej? Jakie to niesie konsekwencje? Trzeba zdjąć sandały. Domyślasz się, że chodzi o pewien znak. Stanąć boso wobec Tajemnicy. Bosa stopa jest odsłonięta, więc bardziej narażona na niebezpieczeństwo skaleczenia, zranienia. Odsłonięta ukazuje swoje niedoskonałości, a nawet brud. Zdjąć sandały z nóg oznacza stanąć przed Bogiem takim, jakim jestem, bez ubarwiania, kolorowania, nakładania makijażu duchowego czy psychicznego, bez masek i ozdóbek. To stanąć przed Nim w prawdzie, która czasem jest trudna do odsłonięcia. Mówiąc inaczej, chodzi o przyjęcie Boga w świątyni Twego serca, na Twojej ziemi świętej. Bo każde spotkanie z Nim, niezależnie od miejsca, czasu, okoliczności - jest ziemią świętą. Tam Bóg do Ciebie przemawia, tam potwierdza Twoje istnienie i swoją miłość ku Tobie, tam wreszcie daje Ci misje, kierunek i cel Twojego życia. Zaprasza Cię też, by nieustannie był/a w Jego sercu, w świątyni Boga. Czy odczuwasz w sobie takie pragnienie? Czy pozwolisz, by stało się to w Twoim życiu? Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz. Nie umiałam modlić się tym psalmem. Refleksja na dzień pierwszy >> Bóg mówi o tobie moje upodobanie. Rozważanie na dzień pierwszy >> Już jutro o na znajdziecie refleksję Mai Moller na drugi dzień rekolekcji bez wychodzenia z domu - "Od Serca do serca"
744 views, 46 likes, 37 loves, 21 comments, 9 shares, Facebook Watch Videos from BeU - Bądź Sobą: Jak Bóg mówi do mnie Pytaliście jak do mnie osobiście
Wszystko zaczęło się po śmierci ojca – papierosy, alkohol, wagary. Miałem wtedy 10 lat. Mama się starała: prosiła, tłumaczyła, ale nie miała na mnie wpływu. Jeździłem na mecze, tam nie interesowała mnie gra mojego klubu, tylko zadymy. Byłem w Słupsku na zadymie po tym, jak w starciu z policją zginął młody kibic. Mam wyrok za policję, tzn. za pobicie policjantów na czynnej służbie. To było tak, że oni „wjechali” na dyskotekę, chcieli zgarnąć kumpla, a myśmy nie pozwolili. Było ich dwóch, potem pięciu, potem dziesięciu, potem jeszcze więcej. Sędzina, dobra kobieta, zmieniła mi karę z odsiadki na grzywnę. Potem jeszcze przez 5 lat skinowałem. Tak naprawdę chodziło o to, żeby iść do knajpy i się spić. Sąsiedzi obchodzili mnie dookoła. Czułem się dobrze z tym, że nikt mną nie rządzi. Denerwowało mnie tylko, że w pracy na kopalni sztygar coś mi każe. Narobiłem ludziom dużo krzywdy. Ale tego nie czułem. Jak trzeba było iść kogoś zlać, to się szło. Dla przyjemności i za kasę. Nawet niedawno ktoś przyszedł w podobnej sprawie, ale powiedziałem, że już się w to nie bawię. Kiedyś siedziałem podpity w knajpie. To było po tym, jak wziąłem odprawę z kopalni, jak kumpel mnie oszukał na 15 tysięcy, jak nie miałem pracy ani kasy. Wzięliśmy z Kariną ślub cywilny, ale nam się nie układało. Dziecko zawsze miało co jeść, ale ja i Karina to już różnie. Żyliśmy z tego, co ktoś nam dał, albo z tego, co ukradłem. Odcięli nam prąd i gaz. Prawie wszyscy się od nas odwrócili. Mieliśmy się rozejść z Kariną, była sprawa o alimenty. Czułem się przygnieciony całym tym złem. I wtedy do tej knajpy przyszedł Tomek, z którym jeździłem na rozróby, na dziewczyn yi różne takie… Spytał, jak z żoną, no to mu powiedziałem, że żyjemy bez ślubu, że dziecko nie jest ochrzczone. A on na to, że będzie za mnie się modlił. „No dobra” – powiedziałem, ale pomyślałem, że się naćpał. Innym razem Tomek przyszedł do mnie z Łukaszem. Byłem w szoku, bo z jednym wznosiłem rękę i ryczałem: „Heil!”, a z drugim jeździłem na zadymy, znałem ich z najgorszych stron, a tu oni naraz zaczęli mi mówić o Bogu. „Jaki mają w tym interes? Może są świadkami Jehowy?” – pytałem sam siebie. Poszli, ale coś we mnie zostało. Zastanawiałem się, jak tacy źli ludzie mogą mówić o czymś dobrym, o Bogu. Poszedłem do znajomej i mówię jej o tym, a… ona mnie dobiła. Powiedziała: „Wiara czyni cuda!”. Krótko potem, po raz pierwszy od 18 lat, wpuściliśmy kolędę. Wcześniej księża to byli dla mnie złodzieje, dla których sutanna była przykrywką do chodzenia na panienki. Chyba im zazdrościłem, że mają to czy tamto. Ksiądz spytał, jak nam się żyje. Odpowiedziałem, że nie mamy ślubu kościelnego, że dziecko nieochrzczone, bo ideologia mi na to nie pozwala. „Poza tym, wie pan – mówię do niego – jesteśmy biedni, nie mamy pieniędzy…”. „Ale o jakie pieniądze ci chodzi? Ja ci mogę dać ślub bez pieniędzy i chrzest bez pieniędzy”. „Jak to bez pieniędzy? Da się to tak zrobić?” – spytałem i umówiliśmy się, że kiedyś wpadnę do niego pogadać. Ale znowu przyszedł jakiś dół i nic z tego nie wyszło. Pomyślałem, że Pan Bóg to nie jest to, czego potrzebuję. Nie wiem, jak to się stało, Zacząłem chodzić do kościoła na Mszę św. Codziennie przez kilka miesięcy. Nie spowiadałem się, nie chodziłem do Komunii, tylko siedziałem i słuchałem. Chciałem się przekonać, co takiego Bóg zrobił dla Łukasza i Tomka, że z takich potworów jak ja stali się innymi ludźmi. Najpierw myślałem, że po prostu ześwirowali. Ale to było coś innego i ja też chciałem tego doświadczyć. Zacząłem mniej pić, mniej chodzić do knajpy. Ale jak przychodziły załamania, to uciekałem do baru. W końcu poszedłem do spowiedzi, ale tak naprawdę to ją olałem. Ksiądz to wyczuł, ale nie robił żadnych niepotrzebnych komentarzy. Kiedyś zbudziłem się przy Karinie i chciałem … wziąć sznur i się powiesić… Bałem się tej myśli, bo już kiedyś targnąłem się na życie. Pobiegłem do kościoła, chciałem to wszystko przemyśleć, ale kościół był zamknięty. Poszedłem do Łukasza, a on zaczął mi tłumaczyć: „Słuchaj, Bóg cię kocha. On nie chce, żebyś umarł”… Włączył mi muzykę i przemówienie papieża, chyba z Lednicy, ze słowami „Wypłyń na głębię”. Zacząłem płakać jak małe dziecko, a Łukasz przy mnie. Zacząłem dostrzegać sens życia, sens rodziny, wychowania dzieci i to, że muszę się zmienić, zacząć inaczej żyć. Znowu poszedłem do kościoła i czułem, że coś mnie stamtąd wypycha, mówi mi: „Idź stąd, idź stąd!”. Poszedłem do baru, potem do domu, zapaliłem świeczkę i płakałem, że nawet Bóg mnie nie chce. Łukasz powiedział, że szatan ma do nas większy dostęp, bo żyjemy bez sakramentów, bez ślubu. Odwiedziłem ks. Marka. On mnie już trochę znał i pomyślał, że przyszedłem pożyczyć pieniądze na wódkę. A ja mu powiedziałem, że chcę iść do spowiedzi, wziąć ślub i ochrzcić dziecko. Był w szoku… Poszedłem do spowiedzi z całego życia. Karina też. Wtedy coś pękło. Po spowiedzi zaczęliśmy się cieszyć, tulić, skakać. Poczuliśmy prawdziwą małżeńską jedność. „Jakbym pierwszy raz zobaczyła, że trawa jest zielona!” – tak o swoim przeżyciu opowiadała Karina. Od tego momentu wszystko zaczęło się układać. Wzięliśmy ślub kościelny, ochrzciliśmy dziecko. Znaleźli się ludzie, którzy zaczęli nam pomagać, przynosili jedzenie do domu. Dostałem pracę, nauczyliśmy się modlić. Paliłem przez 15 lat – teraz nie piję ani nie palę. Chodzimy na oazę rodzin i do sąsiedniej parafii na grupę modlitewną Ojca Pio. Wiesz, co zrobiła niedawno nasza dwuletnia córka? Przyszła i powiedziała: „Pan Jezus jest pozytywny!”. Darek źródło:
Z ks. Michałem Prokopiwem CSMA rozmawialiśmy już na łamach „Któż jak Bóg” dwukrotnie. Żadnej z wcześniejszych naszych rozmów nie towarzyszyło jednak tak wiele wzruszeń. Urodzony na Ukrainie duchowny od marca ub.r. posługuje w Charkowie jako kapelan w szpitalu wojskowym. Teraz, w obszernej rozmowie, podzielił się z nami trudami i tragicznymi chwilami ze swojej posługi, ale
Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz, wiedziałem, że nie chcę żyć. Było około godz. 23. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle… Urodziłem się w rodzinie uważanej za katolicką. Otrzymałem wszystkie sakramenty. Od dzieciństwa Bóg był mi przedstawiany jako sędzia, który karze za nasze złe uczynki a za dobre wynagradza. Budził we mnie bardziej lęk aniżeli miłość, bo nigdy od Niego nic dobrego nie dostałem (tak mi się wtenczas wydawało), a życie moje nie było szczęśliwe. Raczej zawsze próbowałem się przed Nim chować, a nie Go szukać. Często bałem się Go spotkać, aby przypadkiem czegoś mi nie kazał, albo czegoś nie zabronił. Bo wiadomo - jak mi coś będzie kazał, to będzie się wiązało z jakimś wyrzeczeniem, dyskomfortem, to raczej pogorszy mi się w życiu, a nie polepszy. Odkąd pamiętam, mój ojciec nadużywał alkoholu. Często z tego powodu wybuchały w domu kłótnie, awantury. Będąc w wieku około 5 lat przyglądałem się rodzinom moich rówieśników z tak zwanych „normalnych” rodzin i zapragnąłem mieć właśnie taką kochającą się rodzinę. Babcia mówiła mi, że Bóg może spełniać nasze prośby, więc prosiłem Go sercem dziecka, aby ojciec przestał pić, aby nie było kłótni w domu, aby tata był ze mną, abym był kochanym dzieckiem. Niestety, po paru moich modlitwach zobaczyłem, że nic się nie zmienia moja sytuacja w rodzinie, ojciec jak pił tak pije, bieda jak była tak i jest itd. Wniosek przyszedł szybko (...). Bóg mnie nie słucha. Bóg nie spełnia próśb. Bóg się mną nie interesuje, Bogu też na mnie nie zależy. Bóg jeśli jest, to mało Go obchodzę. Muszę sobie radzić w życiu sam i nikogo nie potrzebuję. Sakramenty Komunii świętej oraz bierzmowania przyjąłem bez wiary, bez wewnętrznej potrzeby oraz wiedzy, o co tak naprawdę w przyjmowaniu sakramentów chodzi. Inni je przyjmowali, to ja też, właśnie żeby nie być innym. Lecz moje serce wcale do Boga się nie zbliżyło a przynajmniej tego nie odczułem i zdanie o Nim pozostało podobne jak w dzieciństwie. Jeśli chodziłem do kościoła, to pod przymusem ze strony katechety, mamy, nakazu, bojaźni przed karą Bożą, a nie z własnego wyboru. W kościele czasem byłem (dla tradycji), ale na Mszy świętej raczej myślami, duchowo, nieobecny. Sąsiedzi uważali nas za katolicką rodzinę. Tak mijały lata bez Boga, bez spowiedzi. Ożeniłem się mamy dwójkę dzieci. Pracując zawodowo, układało się nam wspaniale, ale do czasu. Spotkałem kiedyś człowieka z innej kultury, który zapytał mnie, czy wierzę w Jezusa i czy jestem katolikiem. Trochę zaskoczony pytaniem, trochę przestraszony, na dwa pytania odpowiedziałem negatywnie (czyt. zaparłem się Boga). Po chwili pomyślałem: „ale ze mnie żenada” - nawet nie przyznałem się, że jestem ochrzczony, po Komunii, bierzmowany, ślub kościelny. I od tej chwili, od tamtego momentu, z perspektywy czasu dostrzegam, że Jezus wziął się za robotę. Wspaniałą pracę, którą miałem od kilku lat (czyt. dobrze płatną i nie męczącą), straciłem w chwilę (podczas nieobecności urlopowej). W gospodarstwie domowym zaczęło nam brakować pieniędzy, aby żyć na dotychczasowym poziomie, więc zaciągnąłem ogromny kredyt, którego nie mogliśmy spłacić. Po czasie pieniądze się skończyły. Nie widziałem wyjścia z sytuacji, nawet małego światełka. Pewnego wieczoru kupiłem alkohol, aby się upić. Miałem nadzieję, że smutki może staną się lżejsze do zniesienia. W domu byłem wtedy sam. Po upiciu się, myśli w mojej głowie stały się koszmarnie złe (ktoś „mi myślał”, czyt. zły duch). Zły zaczął mi przypominać wszystkie tragiczne momenty w moim życiu. Jakby patykiem rozdrapywał zagojone, zapomniane rany. Przypominał sytuacje z mojego życia, aby pokazać, jaki jestem do niczego, niekochany, wyśmiewany, nie potrafiący wyżywić rodziny, niechciany, nic dobrze nie potrafiący zrobić, bez talentów, jedno wielkie dno, nie zasługujące na czyjąkolwiek miłość lub szacunek. I ja w głębi serca przyznawałem temu rację. Powodowało to ogromny ból, ból mojej duszy, taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydawała się śmierć, a właściwie pewność, że śmierć to najlepsze rozwiązanie. Zacząłem robić wyrzuty Bogu bez nadziei, że mi odpowie: - Dlaczego moje życie jest takie popaprane? Nie takie, jak mają inni, nie takie, jakbym chciał? Nie było odpowiedzi. Po około godzinie takich rozmyślań i płaczu byłem zdecydowany. Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz, wiedziałem, że nie chcę żyć. Było około godz. 23. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle… Wszechogarniający Pokój… /jest mi tak bezpiecznie, niczego się nie boję/
Drewniane, z pełną regulacją pozycji i materacem przeciwodleżynowym. Wygodne jak diabli! Zaraz po zakwaterowaniu przyszła do mnie pani psycholog (znamy się już siedem lat, z hospicjum domowego). Zaraz później przyszedł lekarz i OD RAZU przytargał sprzęt do USG, zrobił nakłucie i zaczęła spływać woda z brzuszka. Tym razem 12,5l.
Pytanie Odpowiedź Módl się, szczególnie gdy nie jesteś pewien Bożej woli dla swojego życia. „A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana” (Jakuba „Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieje” (Psalm Jeśli nie wiesz o co się modlić, zawsze możesz posłużyć się takimi wersetami jak te: „Wskaż mi drogę, którą mam iść, Bo ku tobie podnoszę duszę moją!” (Psalm oraz „Prowadź mnie w prawdzie swojej i nauczaj mnie” (Psalm Głównym sposobem w jaki Bóg przekazuje nam swoje polecenia jest jego Słowo. „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości” (2 Tymoteusza Jeśli Pismo Święte nakazuje, byśmy coś czynili, to nie powinniśmy się wstrzymywać czy zastanawiać nad tym, czy rzeczywiście jest to Bożą wolą dla nas. On tak bardzo się o nas troszczy, że dał nam zrozumiały przewodnik po życiu- Biblię. „Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim” (Psalm „Zakon Pana jest doskonały, pokrzepia duszę. Świadectwo Pana jest wierne, uczy prostaczka mądrości” (Psalm „Jak zachowa młodzieniec w czystości życie swoje? Gdy przestrzegać będzie słów twoich” (Psalm Podobnie też, Bóg nigdy nie zaprzecza sobie, zatem nigdy nie poprosi cię o zrobienie czegoś, co będzie sprzeczne z Pismem Świętym. Nigdy nie poprosi cię, abyś zgrzeszył. Nigdy nie poprosi cię, abyś zrobił coś, czego nie zrobiłby Jezus Chrystus. Powinniśmy zanurzać się w Biblii, aby dokładnie wiedzieć jakie są Boże standardy. „Niechaj nie oddala się księga tego zakonu od twoich ust, ale rozmyślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić wszystko, co w niej jest napisane…” (Księga Jozuego Chrześcijanie zapieczętowani są Duchem Świętym, aby rozróżniać co jest, a co nie jest Bożą wolą dla ich życia. „Duch Prawdy wprowadzi was we wszelką prawdę…” (Ew. Jana Czasem Duch będzie przekonywał nas w naszym sumieniu, czy nie podejmujemy złej decyzji, czy też ucichnie i zachęci nas, gdy będziemy skłaniali się ku dobrej decyzji. Mimo, iż jego ingerencja nie jest tak mocno zauważalna, możemy mieć pewność, że On zawsze nad wszystkim czuwa. Czasem Bóg poprowadzi jakąś sytuację, a my nawet nie zdamy sobie sprawy z tego, że On coś uczynił „I Pan będzie ciebie stale prowadził…” (Księga Izajasza Bóg powołuje Ciebie, abyś zaufał mu i doświadczył zachęcenia poprzez jego obecność przy tobie. „Czy nie przykazałem ci: Bądź mocny i mężny? Nie bój się i nie lękaj się, bo Pan, Bóg twój, będzie z tobą wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz” (Księga Jozuego I pamiętaj, „Wszelką troskę swoją złóżcie na niego, gdyż On ma o was staranie” (1 Piotra „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie! Pamiętaj o nim na wszystkich swoich drogach, a On prostować będzie twoje ścieżki” (Księga Przypowieści Salomona Z pewnością nie powinniśmy się spodziewać głosów od Boga. Obecnie panuje taki trend, w którym ludzie dążą do usłyszenia „głosu Pana”, dodatkowego względem tego, co już przekazał On w Biblii. „Pan mi powiedział…” stało się mantrą dla chrześcijaństwa skoncentrowanego na doświadczeniach. Niestety, to co „mówi” jednej osobie często jest sprzeczne z tym, co „mówi” innej osobie, a to dodatkowe, pozabiblijne objawienie utwierdza zróżnicowanie, dzieląc po kolei kościoły, gdy doświadczenie jednej osoby ma pierwszeństwo nad doświadczeniem innej osoby. W efekcie czego nastaje chaos, przynosząc korzyść jedynie szatanowi, który uwielbia zasiewać zamęt pośród wierzących. Powinniśmy brać apostoła Piotra za przykład w tych kwestiach. Mimo niezwykłego doświadczenia na Górze Przemienienia, kiedy ujrzał Chrystusa w chwale rozmawiającego z Mojżeszem i Eliaszem, Piotr nie powoływał się na to wydarzenie, ale podkreślał, że „Mamy więc słowo prorockie jeszcze bardziej potwierdzone, a wy dobrze czynicie, trzymając się go niczym pochodni, świecącej w ciemnym miejscu…” (2 Piotra English Powrót na polską stronę główną Skąd mogę wiedzieć, kiedy Bóg mówi do mnie bym coś zrobił?
jak bóg przyszedł do mnie
Książka Bóg znalazł mnie na ulicy i co z tego wynikło. Historia bezdomnego alkoholika autorstwa Krzosek Henryk, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Bóg znalazł mnie na ulicy i co z tego wynikło. Historia bezdomnego alkoholika. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
….w kościele mam Cię szukać? Zapytałem. Ci księża są tacy… no, wiesz jacy… nie lubię ich, denerwują mnie, zawiodłem się na nich. Jezus: Choćby wszyscy kapłani na świecie cię zawiedli, wiedz, że Ja Jestem najwyższym kapłanem, a Ja nigdy nie zawodzę. Za kapłanów się módl, bo są ukochanymi duszami Moimi. Wiedz, że mają dwa razy więcej pokus niż Ty. […] Kilka dni później wyraźny głos w myślach moich powiedział mi: – Idź, przeproś księdza, z którego się wyśmiewałeś. – Panie, o tym też wiesz? Zapytałem. Nie, nie pójdę. Jest mi wstyd iść do niego. Przecież on nie wie, że się z niego naśmiewałem i drwiłem. Nie było go przy tym. – Idź, przeproś księdza. Kilkakrotnie Pan powiedział. Nie dawał mi spokoju. Głos ten słyszałem nawet w łazience. I tam właśnie znowu się zapierałem, że nie pójdę, nie chcę, nie umiem, słaby jestem, wstyd mi iść do prawie nieznajomego księdza i go przepraszać. Jezus bez słów, w myślach, w mojej głowie powiedział. – Jakbyś wiedział, jak mi było wstyd, wisząc na krzyżu. Myślisz, że byłem ubrany? Otóż nie, byłem całkiem nagi. Wstydziłem się, ale zrobiłem to dla ciebie…. Syn umiłowany Chciałbym podzielić się z wami moim świadectwem. Jak to Bóg przyszedł do mnie. Urodziłem się w rodzinie uważanej za katolicką. Otrzymałem wszystkie sakramenty. Od dzieciństwa Bóg był mi przedstawiany jako sędzia, który karze za nasze złe uczynki, a za dobre wynagradza. Budził we mnie bardziej lęk, aniżeli miłość, bo nigdy od Niego nic dobrego nie dostałem (tak mi się wtenczas wydawało), a życie moje nie było szczęśliwe. Raczej zawsze próbowałem się przed Nim chować, a nie szukać Go. Często bałem się Boga spotkać, aby przypadkiem czegoś mi nie kazał albo czegoś nie zabronił. Bo wiadomo, jak mi coś będzie kazał zrobić, to będzie się to wiązało z jakimś wyrzeczeniem, dyskomfortem, a wtedy raczej pogorszy mi się w życiu, a nie polepszy. Odkąd pamiętam, mój ojciec nadużywał alkoholu. Często z tego powodu wybuchały w domu kłótnie, awantury. Będąc w wieku około 5 lat, przyglądałem się rodzinom moich rówieśników z tak zwanych „normalnych” rodzin i zapragnąłem mieć właśnie taką kochającą się rodzinę. Babcia mówiła mi, że Bóg może spełniać nasze prośby, więc prosiłem go sercem dziecka, aby ojciec przestał pić, aby nie było kłótni w domu, aby tata był ze mną, abym był kochanym dzieckiem. Niestety, po paru moich modlitwach zobaczyłem, że nic się nie zmienia: ojciec jak pił, tak pije, bieda – jak była, tak i jest itd. Wniosek przyszedł szybko: Bóg mnie nie słucha. Bóg nie spełnia próśb, Bóg się mną nie interesuje, Bogu też na mnie nie zależy. Bóg jeśli jest, to mało go obchodzę. Muszę sobie radzić w życiu sam i nikogo nie potrzebuję. Komunię Świętą i sakrament bierzmowania przyjąłem bez wiary, bez wewnętrznej potrzeby oraz wiedzy, o co tak naprawdę chodzi w przyjmowaniu sakramentów. Inni je przyjmowali, to ja też, właśnie żeby nie być innym. Lecz moje serce wcale do Boga się nie zbliżyło, a przynajmniej tego nie odczułem, i zdanie o Nim pozostało podobne jak w dzieciństwie. Jeśli chodziłem do kościoła, to pod przymusem katechety, mamy, nakazu, bojaźni przed karą Bożą, a nie z własnego wyboru. W kościele czasem byłem (dla tradycji), ale na Mszy Świętej raczej myślami, duchowo nieobecny. Sąsiedzi uważali nas za katolicką rodzinę. Tak mijały lata bez Boga, bez spowiedzi. Ożeniłem się, mamy dwójkę dzieci. Pracując zawodowo, układało się nam wspaniale, ale do czasu. Spotkałem kiedyś człowieka z innej kultury, który zapytał się mnie, czy wierzę w Jezusa i czy jestem katolikiem. Trochę zaskoczony pytaniem, trochę przestraszony, na dwa pytania odpowiedziałem negatywnie – zaparłem się Boga. Po chwili pomyślałem, ale „ze mnie żenada”, nawet nie przyznałem się, że jestem ochrzczony, po Komunii, bierzmowany, mam ślub kościelny. I od tej chwili, od tamtego momentu z perspektywy czasu dostrzegam, że Jezus wziął się za mnie. Wspaniałą pracę, którą miałem od kilku lat (prestiżową, dobrze płatną i nie męczącą), straciłem w jednej chwili (podczas nieobecności urlopowej). W gospodarstwie domowym zaczęło nam brakować pieniędzy. Aby żyć na dotychczasowym poziomie, postanowiłem rozpocząć własną działalność gospodarczą, zaciągnąłem ogromny kredyt, którego nie mogliśmy spłacić z dochodów firmy. Po czasie pieniądze się skończyły, obrót w firmie był marny, ogromny dług został. Nie widziałem wyjścia z sytuacji, nawet małego światełka. Pewnego wieczoru kupiłem alkohol, aby się upić. Miałem nadzieję, że smutki może staną się lżejsze do zniesienia. W domu byłem wtedy sam, drzwi były zamknięte. Po upiciu się, w mojej głowie pojawiały się myśli koszmarnie złe. Zły duch zaczął mi przypominać wszystkie tragiczne momenty w moim życiu. Jakby patykiem rozdrapywał zagojone, zapomniane rany. Przypominał sytuacje z mojego życia, aby pokazać, jaki jestem: do niczego, nie kochany, wyśmiewany, nie potrafiący wyżywić rodziny, niechciany, nic dobrze nie potrafiący zrobić, bez talentów, jedno wielkie dno, nie zasługujące na czyjąkolwiek miłość lub szacunek. I ja w głębi serca przyznawałem temu rację. Powodowało to ogromny ból, ból mojej duszy, taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydawała się śmierć, a właściwie pewność, że śmierć to najlepsze rozwiązanie. Zacząłem robić wyrzuty Bogu, bez nadziei, że mi odpowie. – Dlaczego moje życie jest takie popaprane? Nie takie, jak mają inni, nie takie jakbym chciał, zawsze pod górę. Nie było odpowiedzi. Po około godzinie takich rozmyślań i płaczu byłem zdecydowany. Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz. Wiedziałem, że nie chcę żyć. Miałem 38 lat (tyle, ile ten człowiek, przy sadzawce Betesda). Była sobota około godziny 23:00. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle – Wszechogarniający pokój… Jest mi tak bezpiecznie, niczego się nie boję. Potężny ocean Miłości ogarniał moją duszę i wlewał się do niej. Światłość niepojęta, wszędzie, biała, tak ogromna, że powinna razić, a nie raziła, parzyć, a nie było mi wcale gorąco. Było mi tak dobrze. W życiu nie było mi tak dobrze. Wiedziałem już, moja dusza wiedziała (mimo, że byłem przed sekundą pijany, dusza moja była trzeźwa): To Ty jesteś, Jezu, (stwierdzenie ze zdziwieniem). Istniejesz naprawdę. Pewność, radość. Myślałem, że Ciebie nie ma, może żyłeś kiedyś, ale nie dziś. Nie wierzyłem w Twoje istnienie tu i teraz, wiesz przecież. Już dusza moja wie i pragnie poznawać Ciebie w każdej sekundzie więcej i więcej, chcę o Tobie wiedzieć jak najwięcej, być jak najbliżej Ciebie, w Tobie, poznawać Ciebie. Tu padły słowa, których nie zapomnę do końca życia i jeszcze dłużej. Były to słowa Jezusa: KOCHAM CIĘ (ciepły, męski, spokojny głos). Wielka fala miłości spłynęła na mnie. Poznałem ogrom miłości Boga do mnie. Miłość zalała całą moją duszę. Rozpłakałem się. Łzy wylewały się ze mnie strumieniami (to nie był zwykły płacz, ale rzeki łez). Jezus dał mi zobaczyć swoją duszę. Widzę, stojąc przed Tobą, Jezu, jak nędzna jest dusza moja, jak mała, czarna, skulona, jakby mokra, spleśniała cuchnąca szmata, którą nawet dotknąć przez rękawiczkę bym się brzydził – powiedziałem. Zapytałem Jezusa. – Mnie? Za co mnie możesz kochać? Nędzny, marny jestem, Ty wiesz, jaki jestem. Nie jestem godzien Twojej miłości. Nie jestem godzien kochania. Poczułem uderzenie, strumień miłości bezinteresownej, pełnej akceptacji, bezwarunkowej, za nic, od zawsze i na zawsze. Zobaczyłem małe nierozerwalne strumienie (miłości, opieki) wychodzące ze światła Jezusa do każdego człowieka i poczułem, że Bóg sam opiekuje się każdym człowiekiem i każdego bezgranicznie zna i kocha. Po odczuciu bezwarunkowej wielkiej miłości moje nastawienie do mojej osoby się zmieniło. – Skoro jesteś i mnie kochasz tak wielką miłością i jest mi tak dobrze z Tobą…, to ja już nie chcę sam sobie odbierać życia, nie ma już we mnie takiej woli (jakby nigdy nie było), ale chcę być z Tobą na zawsze, zawsze przy Tobie, zabierz mnie z sobą. Już wiedziałem, że On jest, jest Miłością i najlepiej przecież się zajmie moją rodziną, nie odczuwałem żadnego lęku, żalu, że zostawię bliskich na ziemi. Wręcz przeciwnie cieszyłem się, że Bóg się o nich zatroszczy w najlepszy dla nich sposób. Była chęć odejścia, ale motyw był już inny, nie chciałem odchodzić z tego świata, bo mi tak źle, ale chciałem odejść, bo jest mi tak dobrze z Jezusem. A może nie tyle odejść z tego świata, co wrócić do Ojca, do domu. Bo tam jest mój dom, moje miejsce. Nie jestem z tego świata. Jezus (myśl do mojej duszy. Z Bogiem można rozmawiać bez słów): – Znajdziesz mnie w Kościele i w Moim słowie, nie zostawię cię sierotą, jestem zawsze przy tobie. Teraz wiesz, że Ja jestem zawsze przy tobie i zawsze cię kochałem, kocham i będę kochał. – Ale w kościele mam Cię szukać? Zapytałem. Ci księża są tacy… no, wiesz jacy… nie lubię ich, denerwują mnie, zawiodłem się na nich. Jezus: Choćby wszyscy kapłani na świecie cię zawiedli, wiedz, że Ja Jestem najwyższym kapłanem, a Ja nigdy nie zawodzę. Za kapłanów się módl, bo są ukochanymi duszami Moimi. Wiedz, że mają dwa razy więcej pokus niż Ty. – Panie, widzę swoją duszę i wiem, jaka jest. Ale stojąc przed Tobą w oceanie Twojego pokoju, miłości i światła, ja, nędznik, chcę być z Tobą na wieki. Prowadź mnie do siebie, do wieczności z Tobą. Nie puszczę Ciebie, będę się trzymał… Twojej nogi. Jakbyś chciał pójść gdzieś beze mnie, nie puszczę Cię, choćby cierpienia moje na ziemi były ogromne, muszę być zawsze z Tobą na wieki, muszę, chcę, pragnę. Jezus nie powiedział mi, że mnie nie zabierze, ale dał mi odczuć, jaki będzie mój największy smutek zaraz przed wejściem do nieba. Poczułem, że będzie to smutek powodowany tym, że tak mało istnień ludzkich doprowadziłem do Boga i na tak mało zaistnień ludzi, dzieci, na tym świecie wyraziłem zgodę. Że moja radość nie będzie pełna, jeśli w niebie nie znajdzie się więcej dusz, które mógłbym przyprowadzić do Pana. Radość nie jest pełna, jeśli nie mamy się nią z kim podzielić. Chciałem, aby jak najwięcej dusz cieszyło się ze mną pobytem w niebie. Spotkanie się zakończyło tak nagle jak się rozpoczęło. Nie wiem, ile trwało? Może sekundę, może dwie godziny. Podczas przyjścia Jezusa, wiem, to dziwne, ale nie było czasu. Następnego dnia rano, gdy wyszedłem na ulicę, patrzyłem na twarze ludzi. Próbowałem w ich spojrzeniach dostrzec informacje, że do nich też przyszedł kiedyś Jezus, bo przecież nie jestem wyjątkowy, skoro był i u mnie, to i u nich na pewno. Miałem przekonanie, że do nich też przychodzi, tylko nie mówią o tym fakcie. Chciałem krzyczeć na ulicy z radości, że Jezus jest. Lecz odwagi mi zabrakło. Wahadełko, które miałem z czasów młodzieńczych i niekiedy z niego korzystałem, wyrzuciłem do kanału ściekowego, czułem, że tam jego miejsce. Zacząłem nosić krzyż na piersi, chodzić do kościoła w niedziele i niekiedy w dni powszednie, szukać Jezusa, szukać rozmowy z Nim, tyle chciałem, żeby mi powiedział, wyjaśnił. Z wielkim strachem poszedłem do spowiedzi, ale była ona bardzo krótka i płytka. O wizycie Jezusa w moim domu i w duszy kapłanowi nawet nie wspomniałem. Znowu strach, że uzna mnie za wariata. Wysłuchałem gdzieś w internecie fragmentów „Dzienniczka” Siostry Faustyny. Każdą niedzielną Mszę (przez 4 lata) ofiarowałem za dusze czyśćcowe i prosiłem świętą Faustynę o obecność przy mnie na każdej Mszy Świętej, gdyż bluźnierstwa w mojej głowie i rozproszenia podczas nabożeństw były bardzo silne. Prosiłem dusze czyśćcowe o modlitwę za mnie. Po około 4 latach od opisanych powyżej zdarzeń, podczas Mszy Świętej chciałem coś ofiarować Bogu, Jezusowi (czułem, że tak mało daje od siebie Komuś, kogo kocham). Zacząłem szukać w myślach, co ja mam takiego najcenniejszego, cóż bym mógł ofiarować. Pierwsza myśl – nic nie mam. Za chwilę przyszła odpowiedź. Życie. Wolną wolę. W głowie pojawiła się myśl ze słowami: życie chcesz oddać, śmieciu? Wolną wolę? Spójrz na świętych, jak oni skończyli, w biedzie, zabici, zagłodzeni w celi, odrzuceni, nie rozumiani przez innych, jeden ukrzyżowany głową w dół. Większości się dobrze nie powodziło. Tego chcesz? Wtedy to właśnie powiedziałem szybko, nie rozmyślając nad złym głosem. – Panie, po ludzku to nic nie mam (sławy, bogactwa, urody, wiedzy, umiejętności, talentu, pobożności), ale to, co mam, to oddaję Tobie. Życie i wolną wolę. Niech się dzieje w moim życiu wola Twoja; co chcesz, to rób. Mam umrzeć dziś – dobra. Mam być kaleką – dobra. Mam zwariować albo być uznany za wariata – dobra. Mam być żebrakiem – dobra. Zgadzam się na wszystko. Niech się dzieje wola Twoja. Niech Twój plan, nie mój, względem mojej osoby się realizuje, bezwarunkowo. Oczywiście, daj, Panie, siłę, abym Twoim planom podołał, nigdy nie zwątpił, z Tobą wszystko mogę. Uświadomiłem sobie, że właściwie pierwszy raz prawdziwie się pomodliłem: … bądź wola Twoja… Krzysztof, syn umiłowany Czytaj całość (word): Świadectwo Krzysztofa lub: Uaktualnienie: Krzysztof pisze: Dziękuję za zamieszczenie, proszę tylko dodać jedno zdanie: Po półtora roku urodził mi się syn. Z Panem Bogiem
BLOG. 05-12-2022. (Mt 16, 13-20) Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: "Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?" A oni odpowiedzieli: "Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków". Jezus zapytał ich: "A wy za kogo Mnie uważacie?"
Pan przyszedł do Eliasza w lekkim powiewie. Nie w ogromnym wichrze, nie w trzęsieniu ziemi, nie w ogniu, ale w łagodnym i delikatnym podmuchu wiatru. W ten sam sposób Bóg niekiedy wchodzi w nasze życie. Spodziewamy się spektakularnych widowisk, a Pan przychodzi w zwyczajnych znakach naszej codzienności. W Księdze Królewskiej znajdujemy opis spotkania proroka Eliasza z Bogiem. Prorok schronił się na Górę Horeb. „Tam wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Pan skierował do niego słowo i przemówił: «Co ty tu robisz, Eliaszu?». A on odpowiedział: «Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie». Wtedy rzekł: «Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!». A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos mówiący do niego: «Co ty tu robisz, Eliaszu?». Eliasz zaś odpowiedział: «Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie». Wtedy Pan rzekł do niego: «Idź, wracaj twoją drogą ku pustyni Damaszku»” (1 Krl 19, 9-15). Spotkanie z Panem umocniło proroka. Doświadczenie bliskości dodało odwagi i sił, pozwalając na podjęcie zadań, które Bóg mu wyznaczył. Znamienne jest to, w jaki sposób Pan Bóg pozwolił doświadczyć Eliaszowi swojej bliskości. Autor opowiadania mówi o wichurze, trzęsieniu ziemi i ogniu, w których Eliasz spodziewał się spotkać Najwyższego. Są to „klasyczne” znaki Bożej obecności, gdyż ich gwałtowność, potęga i niszczycielska siła, której nie potrafi przeciwstawić się człowiek, budzą szacunek i przerażenie. Stanowią niejako naturalne wyobrażenie tajemnicy i potęgi Boga. W Starym Przymierzu mamy wiele opisów objawień Stwórcy, którym takie znaki towarzyszyły. Wspomnijmy tylko jeden epizod związany z Górą Horeb – nadanie Dekalogu (Pwt 4, 10-11). Kiedy Mojżesz udał się na Górę Horeb i tam przebywał, rozmawiając z Panem, obecności Boga towarzyszyły: trzęsienie ziemi, grzmoty i wichura. Izraelici bali się zbliżyć do tej góry i pełni przerażenia prosili Mojżesza, aby był pośrednikiem między nimi a Wszechmocnym (Wj 20, 18-19). Nic zatem dziwnego, że Eliasz, znając tę historię, spodziewał się spotkać Boga w wichurze i ogniu, w przerażającym trzęsieniu ziemi. Pan jednak objawił się zupełnie inaczej. Przyszedł w łagodnym, przyjemnym powiewie wiatru, w dostojnej i kojącej serce ciszy. Zmęczony ucieczką przed wrogami, udręczony odstępstwem swego narodu, przekonany o swej bezsilności Eliasz doświadczył mistycznego spotkania z Panem, który wyzwala z wszelkiego zamętu. Bóg objawił się, jak obiecał, ale inaczej, niż prorok oczekiwał. Przyszedł nie w gniewie i potędze, ale z miłosierdziem i pociechą. Stał się obecny w milczeniu i słabości, aby uczynić proroka silnym i dzielnym w głoszeniu prawdy. Dzisiaj również Bóg wchodzi w nasze życie, choć nie zawsze tak, jak się tego spodziewamy. Bywa, że oczekujemy Go w nadzwyczajnych znakach, w niecodziennych wydarzeniach i modlitwie pełnej religijnego uniesienia. On jednak przychodzi, kiedy zechce i jak zechce. Łamie stereotypy. Nie dostosowuje się do naszych wyobrażeń. Wyznaczamy Mu godziny spotkania – nie przychodzi. Nie czekamy na Niego – zjawia się i koi nasze serce słodyczą swej bliskości. Tak stało się w Betlejem, gdy narodził się Chrystus. Naród wybrany oczekiwał Mesjasza i wyobrażał sobie, jak będzie wyglądało Jego przyjście. Tymczasem dokonało się ono według zupełnie innego scenariusza. W stajni, ubóstwie, z dala od zgiełku miasteczka, pośrodku zwyczajnej nocy… Tajemnica nocy betlejemskiej i spotkanie Eliasza z Bogiem na Górze Horeb uczą, że każdy czas i okoliczności, nawet najbardziej zwyczajne, mogą być miejscem doświadczenia Bożej obecności. Pamiętajmy o tym, ceniąc sobie zwyczajne chwile modlitwy. Dlaczego prorok Eliasz spodziewał się spotkania z Bogiem w wichurze, ogniu i trzęsieniu ziemi? Czego uczy nas fakt, że Bóg przyszedł do proroka w łagodnym powiewie? Czy dostrzegam wartość zwyczajnych wydarzeń w moim życiu, pozwalając Bogu, by przez nie do mnie przemawiał? Przez kogo lub przez co współcześnie przemawia Bóg?
Jak wyszedł z łona swojej matki, tak też nagi wróci, jak przyszedł, i nie zabierze nic ze swojej pracy, co mógłby wziąć do ręki. Kaznodziei 5:15 chciwość materializm Jezus mu odpowiedział: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie.
Biblia naprawdę działa! – zapewniają nasi rozmówcy. I podają przykład ze swojego życia. Przemysław Babiarz komentator sportowy FOT. SE/EAST NEWS/ROBERT ZALEWSKI „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5) Te słowa Pana Jezusa słyszymy każdego roku w Boże Ciało, podczas procesji z Najświętszym Sakramentem. Ale mnie towarzyszą one przez cały rok. Przypominają mi się szczególnie wtedy, gdy coś wydaje się dla mnie zbyt trudne, nie do przeskoczenia. Gdy boję się jakiegoś spotkania czy ważnej rozmowy. Gdy jakaś sytuacja mnie przerasta. Trudnych momentów mam sporo. Wtedy słowa: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” naprawdę działają. Wiem, że bez pomocy Boga wszystko, co robię, skończyłoby się prędzej czy później porażką. Z Nim nie ma ryzyka. Magda Anioł piosenkarka FOT. HENRYK PRZONDZIONO „Twoje grzechy są odpuszczone” (Łk 7, 48) Wiele lat temu, kiedy dotarło do mnie, jak bardzo w życiu zbłądziłam, nie potrafiłam sobie przebaczyć. Myślałam, że dla kogoś takiego jak ja, nie ma ratunku. To niemożliwe, żeby Bóg przebaczył mi to wszystko… Bardzo chciałam usłyszeć jakąś odpowiedź. I wtedy przyszło mocne uderzenie. Któregoś dnia wzięłam do ręki Pismo Święte i otworzyłam bez zastanowienia. Natrafiłam na fragment Ewangelii według św. Łukasza, w którym Jezus spotyka jawnogrzesznicę. Kobieta płacząc oblewała łzami nogi Pana Jezusa i wycierała je włosami. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Wszyscy byli tym oburzeni oprócz Jezusa, który powiedział: „Twoje grzechy są odpuszczone”. Tamtego dnia Pan Bóg powiedział te słowa do mnie. Zrozumiałam, że zamiast potępiać siebie, powinnam dziękować Bogu za to, że dał mi całkiem nowe życie razem z Nim. «« | « | 1 | 2 | » | »»
\n \n \n \n jak bóg przyszedł do mnie
Bóg zawodzi Jonasza. Księga Jonasza jest jakby dla mnie napisana. Jonasz powołany przez Boga, aby szedł nawracać Niniwę, kraj swoich wrogów, bierze nogi za pas i ucieka w przeciwnym kierunku. Bóg jednak go zawraca i delikatnie mówiąc, „podwozi” do Niniwy. Jonasz głosi więc przez 40 dni: „Jeżeli Niniwa się nie nawróci, to
Dzięki za to świadectwo, moje myśli są, były podobne też po ludzku mam "katastrofę" ale dalej chcę żyć i wychwalać Cię Panie, Ojcze nasz umiłowany... Rano oczu mi się nie chce otwierać, lecz Ty Panie je co rano mi otwierasz i czytam takie świadectwo. Bóg zapłać!„We śnieSzedłem brzegiem morza z Jezusem,oglądając na ekranie niebacałą przeszłość mego każdym z minionych dnizostawały na piasku dwa ślady – mój i jednak widziałem tylko jeden śladodciśnięty w najcięższych dniach mego rzekłem:„Jezu, postanowiłem iść zawsze z Tobą,przyrzekłeś być zawsze ze mną;czemu zatem zostawiłeś mnie samegowtedy, gdy było mi tak ciężko?”Odrzekł Jezus:„Wiesz, synu, że cię kocham i nigdy cię nie te dni, gdy widziałeś tylko jeden ślad,ja niosłem ciebie na moich barkach”.
I niekoniecznie wskazuje się tu jedynie obrazy ruszające się na ścianach, ale sygnały mniej oczywiste, takie jak dzwonek telefonu lub zwierzęta, które zachowują się dziwnie. Wiele osób odbiera to jako znak, że zmarły próbuje zwrócić na siebie uwagę. 3. Odczucia fizyczne
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: 18 lat temu w okolicach miejsca, w którym teraz się znajdujemy, w którym teraz nagrywane jest studio świadectw, działy się rzeczy niezwykłe. To była walka o życie. Pan wołał wtedy o pomoc. Tadeusz Rzepecki „Kowboj”: Tak mam na imię Tadeusz i jestem lat temu, tutaj przy katedrze praskiej, zaczął się cud. Cud, bo dosłownie przywieziono mnie tutaj spuchniętego i bez sił. Zrezygnowany, wlałem w siebie tyle alkoholu, że po prostu umierałem. Chciałem sobie nawet odebrać życie z bólu, wyskoczyć przez okno, bo patrzyłem, że nisko i że blisko jest katedra. Dobry Bóg natchnął mnie, żeby tego nie robić, żeby nie skończyć tak. Prosiłem Go o to, żeby pomógł mi ostatni raz, że już więcej nie będę i przyszedł do mnie. Przyszedł do mnie, bo pamiętam, że w siódmym dniu tego cierpienia przyjechała żona i trzy panie doktor powiedziały, żeby kupiła trumnę dla mnie. Dopiero później dowiedziałem się o tym. Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Ale Pan poprosił wtedy Pana Boga o pomoc i powiedział że to już ostatni raz. Ile takich ostatnich razy było? Ile razy obiecywał pan żonie albo bliskim, że już więcej nie wypije? Tadeusz Rzepecki „Kowboj”: Około 40 lat prawie obiecywałem bliskim, w tym żonie około 23 lat. Obiecywałem mamie i obiecywałem siostrom. I myślę, że to był ten punkt zwrotny, gdy ja tak naprawdę na kolanach czołgałem się, bo miałem nogi napuchnięte. Katarzyna Supeł-Zaboklicka: To ile tego alkoholu Pan wypił? Tadeusz Rzepecki „Kowboj”: Około 40 litrów wina. W aptece i szpitalu już nie chcieli mi nic dawać na ból. Przez te 10 dni to chyba 10 nocy nie spałem. Myślę, że może minutę albo po prostu nie pamiętam. Tylko cały czas w męczarniach i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Myślę, że Jezus wysłuchał moich próśb i przyszedł do mnie, podniósł tak, jak na naszym obrazku Jezus podnosi. Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Panie Tadeuszu, ale zacznijmy od początku tej historii. Ile miał Pan lat, kiedy po raz pierwszy sięgnął Pan po alkohol? Tadeusz Rzepecki „Kowboj”: Byłem młodym chłopcem, bo przypominam sobie i pamiętam ten czas, jak mój ojczym umarł. Miałem 8 lat wtedy, a gdy miałem 9 już sięgnąłem po wino patykiem pisane. Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Panie Tadeuszu, ale 9 lat to dziecko. Skąd Pan w ogóle wziął alkohol? Tadeusz Rzepecki „Kowboj”: Myślę, że ulica pokazała mi, starsi koledzy. Pracowałem ze Słowakiem na cegielni, zarabiałem pieniądze już w tamtym czasie. I miałem pieniądze i w takich spożywczych sklepach można było kupić. Dawałem pieniądze starszym kolegom. Kupowali mi nawet po 5 zł. Pamiętam, Rybak był po 5 zł. W każdym razie zdobyłem, nie wiem, dwa czy trzy wina wypiłem. I w takim stanie upojenia się znajdowałem. Nie mogłem z niego wyjść. Po prostu straciłem przytomność. przestałem się gdzie ja jestem a byłem mały nie rosły. Tak się zaczęła ta droga. Piwko gdzieś tam, znowu wino przynieśli. Katarzyna Supeł-Zaboklicka: W którym momencie Pan już wiedział, że jest alkoholikiem tak naprawdę? Tadeusz Rzepecki „Kowboj”: Nie widziałem za młodych lat. Na cegielni zarabialiśmy spore pieniądze i żeśmy bawili się i tu w Warszawie, i poza Warszawą, na zabawach, w remisach strażackich. Chodziliśmy na zabawy i ciągle się upijałem. Nie mając 21 lat, w Wesołej denaturat piłem. Przez cebulę go przepuszczaliśmy, żeby kolor on troszkę stracił, ale i tak śmierdział. Nie wiem, w którym momencie się uzależniłem. Myślę, że w młodych latach, ale nie wiedziałem, że to jest choroba. Ja po prostu miałem potężne zdrowie. Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Dziś Pan dziękuję Panu Bogu. A przychodziły takie momenty przed wielu laty, że prosił Pan Boga o pomoc? Tadeusz Rzepecki „Kowboj”: Nie prosiłem, mimo że różne konsekwencje ponosiłem za swoje czyny po alkoholu. Dzielnicowy, pamiętam, mówił, żebym pił mleko albo barszcz, a wódkę. A ja sobie piłem i nic z tego sobie nie robiłem. Szaleni wszyscy, ja mam pieniądze, ja zarabiam i kto mi może zabronić. Więc gdy założyłem rodzinę po wojsku, nie wiedziałem o tym, że ja jestem tak ciężko uzależniony, że to jest choroba, a żona też nie zauważyła. Umiałem grać, byłem dobrym aktorem. Byłem i potrafiłem 5-6 miesięcy nie pić, pracować, zarabiać, przynosić pieniądze. Zobacz więcej: Pan Jezus przyszedł i mnie podniósł - świadectwo Tadeusza Rzepeckiego „Kowboja” Salve NET
Niecierpliwie czekałam na księdza, który miał mi przynieść Białego Pana Jezusa. To było najszczęśliwsze spotkanie w moim życiu! Sam Bóg przyszedł do mnie! Sam Bóg! Od tego zdarzenia minęło wiele lat ale nadal, za każdym razem gdy przyjmuję Komunię świętą, jestem zdumiona, że On przychodzi do kogoś takiego jak ja
FAQ • Regulamin • Szukaj • Zaloguj Zarejestruj Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz lip 28, 2022 3:15 pm Strona główna forum » Dyskusje międzychrześcijańskie (tylko dla chrześcijan) » Świadectwa Strefa czasowa: UTC + 2 Bóg przyszedł do mnie Moderatorzy: PeterW, Jockey Strona 1 z 12 [ Posty: 173 ] Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 12 Następna strona Poprzedni | Następny Bóg przyszedł do mnie Autor Wiadomość Zagadywacz Dołączył(a): Pt lip 04, 2014 4:09 pmPosty: 124 Płeć: mężczyzna wyznanie: katolik Bóg przyszedł do mnie Syn umiłowanyChciałbym podzielić się z wami moim świadectwem. Jak to Bóg przyszedł do mnie. Urodziłem się w rodzinie uważanej za katolicką. Otrzymałem wszystkie sakramenty. Od dzieciństwa Bóg był mi przedstawiany jako sędzia, który karze za nasze złe uczynki, a za dobre wynagradza. Budził we mnie bardziej lęk, aniżeli miłość, bo nigdy od Niego nic dobrego nie dostałem (tak mi się wtenczas wydawało), a życie moje nie było zbyt szczęśliwe. Raczej zawsze próbowałem się przed Nim chować, a nie szukać Go. Często bałem się Boga spotkać, aby przypadkiem czegoś mi nie kazał albo czegoś nie zabronił. Bo wiadomo, jak mi coś będzie kazał zrobić, to będzie się to wiązało z jakimś wyrzeczeniem, dyskomfortem, a wtedy raczej pogorszy mi się w życiu, a nie polepszy. Odkąd pamiętam, mój ojciec nadużywał alkoholu. Często z tego powodu wybuchały w domu kłótnie, awantury. Będąc w wieku około 5 lat, przyglądałem się rodzinom moich rówieśników z tak zwanych „normalnych” rodzin i zapragnąłem mieć właśnie taką kochającą się rodzinę. Babcia mówiła mi, że Bóg może spełniać nasze prośby, więc prosiłem go sercem dziecka, aby ojciec przestał pić, aby nie było kłótni w domu, aby tata był ze mną, abym był kochanym dzieckiem. Niestety, po paru moich modlitwach zobaczyłem, że nic się nie zmienia: ojciec jak pił, tak pije, bieda – jak była, tak i jest itd. Wniosek przyszedł szybko: Bóg mnie nie słucha. Bóg nie spełnia próśb, Bóg się mną nie interesuje, Bogu też na mnie nie zależy. Bóg jeśli jest, to mało go obchodzę. Muszę sobie radzić w życiu sam i nikogo nie potrzebuję. Komunię Świętą i sakrament bierzmowania przyjąłem bez wiary, bez wewnętrznej potrzeby oraz wiedzy, o co tak naprawdę chodzi w przyjmowaniu sakramentów. Inni je przyjmowali, to ja też, właśnie żeby nie być innym. Lecz moje serce wcale do Boga się nie zbliżyło, a przynajmniej tego nie odczułem, i zdanie o Nim pozostało podobne jak w dzieciństwie. Jeśli chodziłem do kościoła, to pod przymusem katechety, mamy, nakazu, bojaźni przed karą Bożą, a nie z własnego wyboru. W kościele czasem byłem (dla tradycji), ale na Mszy Świętej raczej myślami, duchowo nieobecny. Sąsiedzi uważali nas za katolicką rodzinę. Tak mijały lata bez Boga, bez spowiedzi. Ożeniłem się, mamy dwójkę dzieci. Pracując zawodowo, układało się nam wspaniale, ale do czasu. Spotkałem kiedyś człowieka z innej kultury, który zapytał się mnie, czy wierzę w Jezusa i czy jestem katolikiem. Trochę zaskoczony pytaniem, trochę przestraszony, na dwa pytania odpowiedziałem negatywnie – zaparłem się Boga. Po chwili pomyślałem, ale „ze mnie żenada”, nawet nie przyznałem się, że jestem ochrzczony, po Komunii, bierzmowany, mam ślub kościelny. I od tej chwili, od tamtego momentu z perspektywy czasu dostrzegam, że Jezus wziął się za mnie. Wspaniałą pracę, którą miałem od kilku lat (prestiżową, dobrze płatną i nie męczącą), straciłem w jednej chwili (podczas nieobecności urlopowej). W gospodarstwie domowym zaczęło nam brakować pieniędzy. Aby żyć na dotychczasowym poziomie, postanowiłem rozpocząć własną działalność gospodarczą, zaciągnąłem ogromny kredyt, którego nie mogliśmy spłacić z dochodów firmy. Po czasie pieniądze się skończyły, obrót w firmie był marny, ogromny dług został. Nie widziałem wyjścia z sytuacji, nawet małego światełka. Pewnego wieczoru kupiłem alkohol, aby się upić. Miałem nadzieję, że smutki może staną się lżejsze do zniesienia. W domu byłem wtedy sam, drzwi były zamknięte. Po upiciu się, w mojej głowie pojawiały się myśli koszmarnie złe. Zły duch zaczął mi przypominać wszystkie tragiczne momenty w moim życiu. Jakby patykiem rozdrapywał zagojone, zapomniane rany. Przypominał sytuacje z mojego życia, aby pokazać, jaki jestem: do niczego, nie kochany, wyśmiewany, nie potrafiący wyżywić rodziny, niechciany, nic dobrze nie potrafiący zrobić, bez talentów, jedno wielkie dno, nie zasługujące na czyjąkolwiek miłość lub szacunek. I ja w głębi serca przyznawałem temu rację. Powodowało to ogromny ból, ból mojej duszy, taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydawała się śmierć, a właściwie pewność, że śmierć to najlepsze rozwiązanie. Zacząłem robić wyrzuty Bogu, bez nadziei, że mi odpowie. – Dlaczego moje życie jest takie popaprane? Nie takie, jak mają inni, nie takie jakbym chciał, zawsze pod górę. Nie było odpowiedzi. Po około godzinie takich rozmyślań i płaczu byłem zdecydowany. Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz. Wiedziałem, że nie chcę żyć. Miałem 38 lat (tyle, ile ten człowiek, przy sadzawce Betesda). Była sobota około godziny 23:00. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle – Wszechogarniający pokój... Jest mi tak bezpiecznie, niczego się nie boję. Potężny ocean Miłości ogarniał moją duszę i wlewał się do niej. Światłość niepojęta, wszędzie, biała, tak ogromna, że powinna razić, a nie raziła, parzyć, a nie było mi wcale gorąco. Było mi tak dobrze. W życiu nie było mi tak dobrze. Wiedziałem już, moja dusza wiedziała (mimo, że byłem przed sekundą pijany, dusza moja była trzeźwa): To Ty jesteś, Jezu, (stwierdzenie ze zdziwieniem). Istniejesz naprawdę. Pewność, radość. Myślałem, że Ciebie nie ma, może żyłeś kiedyś, ale nie dziś. Nie wierzyłem w Twoje istnienie tu i teraz, wiesz przecież. Już dusza moja wie i pragnie poznawać Ciebie w każdej sekundzie więcej i więcej, chcę o Tobie wiedzieć jak najwięcej, być jak najbliżej Ciebie, w Tobie, poznawać Ciebie. Tu padły słowa, których nie zapomnę do końca życia i jeszcze dłużej. Były to słowa Jezusa: KOCHAM CIĘ (ciepły, męski, spokojny głos). Wielka fala miłości spłynęła na mnie. Poznałem ogrom miłości Boga do mnie. Miłość zalała całą moją duszę. Rozpłakałem się. Łzy wylewały się ze mnie strumieniami (to nie był zwykły płacz, ale rzeki łez). Jezus dał mi zobaczyć swoją duszę. Widzę, stojąc przed Tobą, Jezu, jak nędzna jest dusza moja, jak mała, czarna, skulona, jakby mokra, spleśniała cuchnąca szmata, którą nawet dotknąć przez rękawiczkę bym się brzydził – powiedziałem. Zapytałem Jezusa. – Mnie? Za co mnie możesz kochać? Nędzny, marny jestem, Ty wiesz, jaki jestem. Nie jestem godzien Twojej miłości. Nie jestem godzien uderzenie, strumień miłości bezinteresownej, pełnej akceptacji, bezwarunkowej, za nic, od zawsze i na zawsze. Zobaczyłem małe nierozerwalne strumienie (miłości, opieki) wychodzące ze światła Jezusa do każdego człowieka i poczułem, że Bóg sam opiekuje się każdym człowiekiem i każdego bezgranicznie zna i kocha. Po odczuciu bezwarunkowej wielkiej miłości moje nastawienie do mojej osoby się zmieniło. – Skoro jesteś i mnie kochasz tak wielką miłością i jest mi tak dobrze z Tobą..., to ja już nie chcę sam sobie odbierać życia, nie ma już we mnie takiej woli (jakby nigdy nie było), ale chcę być z Tobą na zawsze, zawsze przy Tobie, zabierz mnie z wiedziałem, że On jest, jest Miłością i najlepiej przecież się zajmie moją rodziną, nie odczuwałem żadnego lęku, żalu, że zostawię bliskich na ziemi. Wręcz przeciwnie cieszyłem się, że Bóg się o nich zatroszczy w najlepszy dla nich sposób. Była chęć odejścia, ale motyw był już inny, nie chciałem odchodzić z tego świata, bo mi tak źle, ale chciałem odejść, bo jest mi tak dobrze z Jezusem. A może nie tyle odejść z tego świata, co wrócić do Ojca, do domu. Bo tam jest mój dom, moje miejsce. Nie jestem z tego świata. Jezus (myśl do mojej duszy. Z Bogiem można rozmawiać bez słów):– Znajdziesz mnie w Kościele i w Moim słowie, nie zostawię cię sierotą, jestem zawsze przy tobie. Teraz wiesz, że Ja jestem zawsze przy tobie i zawsze cię kochałem, kocham i będę kochał.– Ale w kościele mam Cię szukać? Zapytałem. Ci księża są tacy... no, wiesz jacy... nie lubię ich, denerwują mnie, zawiodłem się na nich. Jezus: Choćby wszyscy kapłani na świecie cię zawiedli, wiedz, że Ja Jestem najwyższym kapłanem, a Ja nigdy nie zawodzę. Za kapłanów się módl, bo są ukochanymi duszami Moimi. Wiedz, że mają więcej pokus niż Ty.– Panie, widzę swoją duszę i wiem, jaka jest. Ale stojąc przed Tobą w oceanie Twojego pokoju, miłości i światła, ja, nędznik, chcę być z Tobą na wieki. Prowadź mnie do siebie, do wieczności z Tobą. Nie puszczę Ciebie, będę się trzymał... Twojej nogi. Jakbyś chciał pójść gdzieś beze mnie, nie puszczę Cię, choćby cierpienia moje na ziemi były ogromne, muszę być zawsze z Tobą na wieki, muszę, chcę, pragnę. Jezus nie powiedział mi, że mnie nie zabierze, ale dał mi odczuć, jaki będzie mój największy smutek zaraz przed wejściem do nieba. Poczułem, że będzie to smutek powodowany tym, że tak mało istnień ludzkich doprowadziłem do Boga i na tak mało zaistnień ludzi, dzieci, na tym świecie wyraziłem zgodę. Że moja radość nie będzie pełna, jeśli w niebie nie znajdzie się więcej dusz, które mógłbym przyprowadzić do Pana. Radość nie jest pełna, jeśli nie mamy się nią z kim podzielić. Chciałem, aby jak najwięcej dusz cieszyło się ze mną pobytem w niebie. Spotkanie się zakończyło tak nagle jak się rozpoczęło. Nie wiem, ile trwało? Może sekundę, może dwie godziny. Podczas przyjścia Jezusa, wiem, to dziwne, ale nie było półtora roku urodził mi się synNastępnego dnia rano, gdy wyszedłem na ulicę, patrzyłem na twarze ludzi. Próbowałem w ich spojrzeniach dostrzec informacje, że do nich też przyszedł kiedyś Jezus, bo przecież nie jestem wyjątkowy, skoro był i u mnie, to i u nich na pewno. Miałem przekonanie, że do nich też przychodzi, tylko nie mówią o tym fakcie. Chciałem krzyczeć na ulicy z radości, że Jezus jest. Lecz odwagi mi zabrakło. Wahadełko, które miałem z czasów młodzieńczych i niekiedy z niego korzystałem, wyrzuciłem do kanału ściekowego, czułem, że tam jego miejsce. Zacząłem nosić krzyż na piersi, chodzić do kościoła w niedziele i niekiedy w dni powszednie, szukać Jezusa, szukać rozmowy z Nim, tyle chciałem, żeby mi powiedział, wyjaśnił. Z wielkim strachem poszedłem do spowiedzi, ale była ona bardzo krótka i płytka. O wizycie Jezusa w moim domu i w duszy kapłanowi nawet nie wspomniałem. Znowu strach, że uzna mnie za wariata. Wysłuchałem gdzieś w internecie fragmentów „Dzienniczka” Siostry Faustyny. Większość niedzielnych Mszy (przez 4 lata) ofiarowałem za dusze czyśćcowe i prosiłem świętą Faustynę o obecność przy mnie na Mszach Świętych, gdyż bluźnierstwa w mojej głowie i rozproszenia podczas nabożeństw były bardzo silne. Prosiłem dusze czyśćcowe o modlitwę za około 4 latach od opisanych powyżej zdarzeń, podczas Mszy Świętej chciałem coś ofiarować Bogu, Jezusowi (czułem, że tak mało daje od siebie Komuś, kogo kocham). Zacząłem szukać w myślach, co ja mam takiego najcenniejszego, cóż bym mógł ofiarować. Pierwsza myśl – nic nie mam. Za chwilę przyszła odpowiedź. Życie. Wolną wolę. W głowie pojawiała się myśl ze słowami: życie chcesz oddać? Wolną wolę? Spójrz na świętych, jak oni skończyli, w biedzie, zabici, zagłodzeni w celi, odrzuceni, nie rozumiani przez innych, jeden ukrzyżowany głową w dół. Większości się dobrze nie powodziło. Tego chcesz? Wtedy to właśnie powiedziałem szybko, nie rozmyślając nad złym głosem. – Panie, po ludzku to nic nie mam (sławy, bogactwa, urody, wiedzy, umiejętności, talentu, pobożności), ale to, co mam, to oddaję Tobie. Życie i wolną wolę. Niech się dzieje w moim życiu wola Twoja; co chcesz, to rób. Mam umrzeć dziś – dobra. Mam być kaleką – dobra. Mam zwariować albo być uznany za wariata – dobra. Mam być żebrakiem – dobra. Zgadzam się na wszystko. Niech się dzieje wola Twoja. Niech Twój plan, nie mój, względem mojej osoby się realizuje, bezwarunkowo. Oczywiście, daj, Panie, siłę, abym Twoim planom podołał, nigdy nie zwątpił, z Tobą wszystko mogę. Uświadomiłem sobie, że właściwie pierwszy raz prawdziwie się pomodliłem: ... bądź wola Twoja. Od pojawienia się Jezusa w moim życiu klepałem pacierz rano i wieczorem, nie zastanawiając się, co właściwie mówię. Oddanie życia i woli było jak skok w przepaść. Lęk odczuwałem, ale wiedziałem, że jak „skoczę” bez żadnych zabezpieczeń, czyli moich pomysłów na życie, On mnie złapie. On ma dla mnie swój plan, a ja jestem gotów go wypełnić, byle bym tylko był z Nim w niebie. Kilka dni później prosiłem Ducha Świętego o dobrą spowiedź. Był czas przed Wielkanocą. Czułem, że dotychczasowe spowiedzi były nijakie, z marszu, na szybko, pobieżne, bez wiary, że w konfesjonale jest Jezus. Chciałem się wyspowiadać z całego życia. Podczas spowiedzi płakałem, wymieniłem parę grzechów, ale też wyznałem, że zgrzeszyłem łamiąc wszystkie przykazania Boże (nie byłem w stanie przypomnieć sobie szczegółowo moich wszystkich grzechów), nawet zabiłem, tak zabiłem Boga, Jezusa, swoimi grzechami, moje grzechy przybiły Go do krzyża, chcę wrócić do Boga, prosić o wybaczenie. Słysząc słowa Jezusa w ustach kapłana, że mi odpuszcza, po rozgrzeszeniu, rozpłakałem się jeszcze się na dobre. Wychodząc z kościoła zobaczyłem, że coś się zmieniło na świecie. Kocham wszystkich ludzi. Kocham siebie, kocham trawę, kocham drzewa, każdy liść na drzewie był bardziej zielony, kontury kształtów bardziej zarysowane, cały świat był wyraźniejszy, nasycony pełnią barw. W każdym z tych liści widziałem dzieło Boga. Chciałem tańczyć, śpiewać, skakać. Biec do ludzi ze słowami: Jezus mnie kocha. Nogi stały się lżejsze, jakby unosiłem się 10 cm nad ziemią. Wiedziałem, Bóg wybaczył mi wszystkie grzechy, jest ze mną. Jestem bez grzechu. Pomyślałem: Panie Boże, może już w moim życiu nie będzie drugiej takiej wyjątkowej, bezgrzesznej chwili, pewnie zaraz mnie zabierzesz do siebie, bo jak nie teraz, to kiedy? Z naprzeciwka zobaczyłem nadjeżdżający samochód. Pomyślałem, zaraz auto skręci na chodnik, na mnie, i ...Pan mnie zabierze. Ma szansę mnie zbawić dla nieba. Niestety, przejechało koło mnie, normalnie, ulicą. Uświadomiłem sobie, że skoro teraz mnie nie zabrał, a moment, aby trafić do nieba wydawał się idealny, to On wierzy we mnie, ma nadzieje, wie, że do nieba pójdę, ale jeszcze nie w tym czasie. Choć myśl – Panie Boże, ale ryzykujesz; a jak nie będzie takiej drugiej chwili, hmm...? – w głowie była. Wiedziałem, że plan Boży względem mojej osoby i mojego pobytu na ziemi jeszcze się nie zakończył i że ja sam siebie nie zbawię przez moją bezgrzeszność, ale dzięki Jego miłosierdziu. Przyszedłem do domu i powiedziałem, że Jezus będzie z nami mieszkał. Domownicy uznali to za jakiś dobry żart. Ale ja naprawdę chciałem, aby z nami mieszkał. W tym dniu przyszło morze łask, o które nawet nie prosiłem. Wierzcie mi, nie prosiłem. Nawet o łaskach, które mógłby mi dać, nie myślałem. Zostałem uwolniony od gier komputerowych. Do tej chwili potrafiłem zaniedbywać rodzinę, siedząc godzinami przed komputerem. Prosiłem dzieci, aby chowały mi płyty z grami, abym nie grał od razu jak przyjdę z pracy. Sam nie potrafiłem się opanować. Nieraz grałem do 2-3 w nocy. Otrzymałem łaskę uwolnienia od internetu. Kiedyś przeglądałem godzinami strony, nawet te, które mnie nie interesowały. Bóg zmienił zniewalający internet na służący do wyszukiwania Jego słowa, nauki Kościoła, żywotów świętych. Otoczyłem się przedmiotami przypominającymi mi o Bogu, aby w roztargnieniu dnia o Nim nie zapominać: obrazki, cytaty z Pisma Świętego, aplikacja z Biblią w telefonie, wyświetlacz z wizerunkiem Jezusa itp. Dar składania rąk do modlitwy na znak: Czyń, Panie, ze mną, co chcesz. Twoja wola niech się dzieje. Ze smutkiem patrzę, jak mało osób składa ręce podczas Mszy Świętej (także kapłanów), modlę się za nie, aby oddały życie Jezusowi całkowicie i bezwarunkowo. Podczas większości Mszy świętych nie śpiewałem wraz z ludźmi, jakoś nie chciało mi się, trochę się wstydziłem. Pan Jezus powiedział do mnie w myślach podczas jednej z nich „ jak myślisz, o co się modlą ludzie niemi i nie słyszący, co mi obiecują jeśli ich uzdrowię, jak będą dziękowali? Pomyślałem, modlą się o sprawny słuch, o możliwość mówienia. I w podzięce obiecują Tobie, że będą wychwalali Boga śpiewem na każdej Mszy świętej, Boże. I zaraz dane było mi zrozumienie. Ja mówię, ja słyszę, mam to wszystko od Boga i Jemu za to nie dziękuję, nie wychwalam go śpiewem na Mszy, nie używam tego daru. Od tej chwili śpiewam. Taka wydawałaby się drobna rzecz, a jest dla Boga ważna i miła. Podobnie jest z darem chodzenia, mamy nogi, a Bogu za nie dziękujemy. Każdego ranka przecież stawiamy nogę na podłodze jak wstajemy z łóżka. Czasem nie chce nam się iść, na spacer, do kościoła, procesję, pielgrzymkę. Człowiek uzdrowiony z kalectwa pewnie rano wielbiłby Boga, że może chodzić, po uzdrowieniu biegłby na Mszę. A my mam te wszystkie dary, są dla nas tak oczywiste, że aż nie zauważalne i zanie nie dziękujemy. Nie dziękujemy za wiele oczywistych, wydawałoby się nam rzeczy. Teraz, mój bracie/siostro na najbliższej Mszy, nie denerwuj się, że jakaś Pani w kościele śpiewając fałszuje, dziękuj Bogu, że masz dobry słuch i słyszysz ten fałszywy ton. Nie narzekaj, że masz tyle pracy w domu, tyle do zmywania naczyń, tylko dziękuj Bogu, to znaczy, że Twoi bliscy są niedaleko. Nie narzekaj, że masz dużo do prasowania, tylko dziękuj, to znaczy, że masz dla kogo prasować. Nie narzekaj za rachunek za czynsz, tylko dziękuj, znaczy że masz gdzie mieszkać. Zastanów się czasem, które myśli są Tobie bliższe, daru czy braku. Dla człowieka, który chce być blisko Boga wszystko będzie darem (nawet choroba) za który należy dziękować. Natomiast osoba będąca daleko od Niego, będzie stale narzekać, że coś jej brakuje (zdrowia, pieniędzy, urody, talentu, szczęścia). Pojawiła się także u mnie, wola mówienia prawdy i troska o wypowiadane słowa, aby nie pojawiło się pośród nich kłamstwo. Chrześcijaństwo przestaje być nudne, nijakie, jeśli zaczniemy mówić prawdę, prawdę z miłością do drugiego człowieka. Spróbujcie, zobaczycie, co wtedy się dzieje: zły się wścieka, ludzie zaczynają cię obrażać, wyzywać od nawiedzonych wariatów, katoli, itd. Zostałem też uwolniony od pornografii, od chęci posiadania rzeczy, kupowania, uwolniony od marzeń o posiadaniu czegoś materialnego, w ogóle uwolniony od samych marzeń, jako takich. Pojawił się niesamowity głód słowa Bożego. Do dziś trudno mi przeżyć jeden dzień bez Pisma Świętego i rekolekcji, kazań wysłuchanych w internecie. Tęsknota za Jezusem. Chęć wykonywania każdej czynności z Jezusem. Nawet małej, typu – przekopanie ogródka. Przypominanie odczucia Jego miłości i tęsknota za Nim. Dar częstej spowiedzi. Częsta spowiedź zapobiega zatwardziałości serca. Widać swoje grzechy. Przed nawróceniem nie byłem u prawdziwej spowiedzi jakieś 30 lat i uważałem, że ja nie mam grzechów, najwyżej drobne wady, ale inni mają gorsze. Pojawiło się wyczulenie na złe utwory muzyczne, teledyski, piosenki zawierające teksty okultystyczne, bluźniercze (mimo, że są śpiewane w niezrozumiałych dla mnie językach, to czuję, że niosą złe treści). Bardzo zaczęły mi się podobać piosenki religijne. Otrzymałem dar modlitwy. Modlitwa stała się dziękowaniem, a nie proszeniem. Bóg wie, co mi potrzeba i to otrzymam. Wystarczy tylko dziękować i Go kochać, prosić o miłosierdzie. Jeśli moja modlitwa jest prosząca, to raczej za innych niż za siebie. Kolejna łaska – to brak lęku przed śmiercią. A właściwie, to ja już do Ciebie, Panie, chcę, chcę bardzo. Oczywiście, proszę Boga, że jak zejdę z tego świata to tylko dla nieba. Poinformowałem rodzinę, aby w chwili mojej śmierci się cieszyli. Bo to powinna być radość, że ktoś po tylu latach na ziemi wreszcie wraca do domu. Domu mi raz Pan usłyszeć słowa demona, a brzmiały one: Zniszczę cię, świnio. Jak tak o mnie myśli, to chwała Panu, gorzej jak by mnie miał za przyjaciela i kolegę. Bóg i demon, to nie ta liga. Bóg jest nieporównywalnie większy, a ja jestem Jego dzieckiem. Mam najsilniejszego Tatę na świecie i ty mi Pan, też łaskę nie nawracania kogoś na siłę, słowem. Kiedyś starałem się na nawracać „na siłę” innych (znajomych, rodzinę), myślałem, że tak trzeba. Kazać im chodzić do kościoła, kazać nie grzeszyć itd. Lecz tak w głębi serca, chciałem, aby mnie słuchali. Było to raczej: Ja wiem, że tak będzie dla nich lepiej, jak zrobią tak, jak ja mówię. A skąd ja wiem, że właśnie w tym momencie ich nawrócenie będzie dla nich dobre? Może mają coś jeszcze przeżyć, może Pan Bóg chce ich nawrócić w innym momencie. Nie jestem Bogiem i nie wiem, kiedy dla innych przyjdzie moment łaski nawrócenia: może za sekundę, może w godzinę śmierci, może już są zbawieni? Mogę się za innych modlić, za innych ofiarować się Bogu i swoim cichym przykładem mojego życia opowiadać tę historię, dawać świadectwo Jezusa i Jego miłości. A ilu się dzięki temu ludzi zbliży do Boga, dowiem się w niebie. Kiedyś to moja pycha chciała, abym to ja nawracał i abym to ja widział, ile to osób dzięki mnie się nawróciło. No i wtedy mógłbym powiedzieć Bogu: Widzisz, Panie, ilu to nawróciłem. Chwała mi, nie naliczyłem łask kilkanaście, a pewno było dużo więcej, o których istnieniu niedługo się przekonam. Do chwili tej spowiedzi słowo: „łaska” było dla mnie niezrozumiałe, martwe, wymyślone przez Kościół. Zresztą, łaska kojarzyła mi się negatywnie: dostać coś z łaski, zrobić komuś łaskę… To ja z łaski nic nie chciałem dostawać, chciałem na to sobie zasłużyć, zapracować. Teraz już wiem, czym jest łaska. Wiem, że jak Jezus daje, to daje to, co człowiekowi potrzeba i zawsze daje w nadmiarze. Jezus nie potrafi dawać mało!!! Dał za dużo wina, za dużo rozmnożył chleba, za dużo ryb. A przecież mógłby wyliczyć co do kromki, aby nie zostało ułomków. Tyle wina w wielkich stągwiach „po brzegi” aż się pewnie wylewało. Ryb mógł dać trochę mniej, aby się sieci nie rwały. Podobnie zrobił ze mną. Mógł dać tylko jedną łaskę, jedno uwolnienie, a cud Jego działania też bym zobaczył. Przez kilka dni czułem przeogromną obecność, miłość Ducha Świętego, obecność Boga we mnie, do takiego stopnia, że po paru dniach pomyślałem. – Panie już dość, dość, stonuj miłość do mnie, nie mogę się skupić, pracować, myśleć o niczym innym, jak tylko o Tobie. Takie głupie słowa do Boga powiedziałem. Bóg, oczywiście, stonował odczucie Jego miłości do mnie w jednej sekundzie. A co dziwne, gdy to zrobił, zaraz zacząłem tęsknić do odczuwania tej miłości. Kilka dni później wyraźny głos w myślach moich powiedział mi: – Idź, przeproś księdza, z którego się wyśmiewałeś. – Panie, o tym też wiesz? Zapytałem. Nie, nie pójdę. Jest mi wstyd iść do niego. Przecież on nie wie, że się z niego naśmiewałem i drwiłem. Nie było go przy tym.– Idź, przeproś księdza. Kilkakrotnie Pan powiedział. Nie dawał mi spokoju. Głos ten słyszałem nawet w łazience. I tam właśnie znowu się zapierałem, że nie pójdę, nie chcę, nie umiem, słaby jestem, wstyd mi iść do prawie nieznajomego księdza i go przepraszać. Jezus bez słów, w myślach, w mojej głowie powiedział.– Jakbyś wiedział, jak mi było wstyd, wisząc na krzyżu. Myślisz, że byłem ubrany? Otóż nie, byłem całkiem nagi. Wstydziłem się, ale zrobiłem to dla ciebie. Wtedy powiedziałem: – Dobrze, jutro pójdę. Pomyślałem, tak mnie kochasz, że zrobię to dla Ciebie. Pomyślałem: czymże jest mój wstyd wobec dnia w pracy pojawiała się uporczywa Boża myśl: – Zadzwoń do księdza, sprawdź czy jest na parafii. Wzbraniałem się trochę, bo co ja mu powiem, jak zacznę rozmowę?– Zadzwoń do księdza, sprawdź, czy jest na parafii. Nieustannie brzmiało w mojej głowie. Odszukałem numer w internecie. Dzwonię, nikt nie odbiera. Uff… w myślach powiedziałem. – Sam widzisz, Jezu, chciałeś, dzwoniłem, nikt nie odbiera; zrobiłem, co – Wsiądź w auto i jedź do niego.– Co w auto? Przecież księdza nie ma na parafii.– Wsiądź w auto i jedź do niego. Z niedowierzaniem w taką upartość Jezusa sprawdziłem na mapach w internecie, jak tam trafić i ruszyłem z myślą, że szkoda paliwa na takie wycieczki, bo paliwo takie drogie. Podczas jazdy samochodem Pan powiedział.– Pamiętasz, z jaką łatwością kupiłeś ten samochód, bez żadnych wyrzeczeń, oszczędzania. – Tak, faktycznie jakoś łatwo przyszedł, a tani nie był – przyznałem.– To Ja to spowodowałem, abyś właśnie w tej chwili miał czym jechać do tego księdza, samochód ci zostawię potem do twojej dyspozycji. Teraz jedź. Pomyślałem, że nawet nie podziękowałem Panu za to auto. Myślałem, że to ja sam sobie je kupiłem, bez Jego jakiegokolwiek udziału. Jadąc miałem myśl, zrobię, co mi Jezus mówi, ale przecież pewno i tak księdza nie zastanę i zaraz wrócę i po kłopocie. Kilkadziesiąt metrów przed domem księdza był – Idź do kościoła.– Ale jak, Panie, kościół zamknięty, jest 10 rano. Podjechałem pod kościół. – Widzisz, Jezu, zamknięte, a nie mówiłem.– Drzwi są przymknięte, ale naciśnij klamkę – drzwi się otworzyły. W kościele było pusto. Zobaczyłem w głębi zsuniętego na kolana, modlącego się kapłana, do którego miałem przyjechać. Modlił się przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Uklęknąłem w ostatniej ławce z nadzieją, że ksiądz zaraz skończy się modlić i będę mógł z nim porozmawiać. Prosiłem Maryję o odwagę do rozmowy. Czytałem napis na obrazie na okrągło: Jezu, ufam Tobie. Jezu, ufam Tobie... Mijały minuty. Spytałem się Jezusa: – Jak mam zacząć rozmowę?– Powiedz prawdę, że Ja cię przysłałem. Pomyślałem drwiąco: tak powiem na wstępie nieznajomemu księdzu, że rozmawiam z Jezusem, to na pewno mnie wysłucha. Przydałoby się jakieś zagadanie o pogodzie, o zdrowiu, potem jakieś przejście na właściwy temat itp. A za chwilę pomyślałem, że skoro kapłan modli się do Jezusa i jest z Nim w „kontakcie”, to na pewno Jezus zaraz mu powie, że tu czekam i czym prędzej zakończy modlitwę i do mnie przyjdzie, znając już całą moją kolejne dziesiątki minut.– Panie, on tyle się modli, już prawie godzinę, nie mam tyle czasu. Chciałeś, dzwoniłem, potem przyjechałem, a teraz czekam. Pójdę już sobie, przyjadę kiedy indziej, jak będzie mniej zajęty, nie będę mu przeszkadzał, muszę wracać do pracy. Jezus: – Czekasz już prawie godzinę? Ile Ja na Ciebie czekałem? Zrobiło mi się głupio. – Wiem, Panie, czekałeś 38 lat. Dziękuję i przepraszam. Czekam dalej. Po około godzinie ksiądz zakończył modlitwy(choć nie jestem pewien, czy to czasem nie było 38 minut). Podszedłem z uśmiechem i drżeniem do księdza. – Chciałbym z księdzem porozmawiać.– A w jakiej sprawie?– Jezus mnie przysłał. Odpowiedziałem radośnie. Nastała niezręczna cisza. Ksiądz mi się bliżej przypatrzył, na buty, na nogi, ubiór. Popatrzył w oczy.– Czy Jezus, to się okaże. – odpowiedział.– Jezus, ja wiem, że to On. Odparłem z pewnością i trochę obruszony. Oczekiwałem, że gdy tylko ksiądz mnie ujrzy i powiem, że przychodzę z polecenia Pana Jezusa, rozłoży ręce i będzie zachwycony moją osobą, prawie jakby ujrzał Boga, i że kto to do niego nie przyszedł – gość, do którego mówi sam Jezus, i w ogóle chwała mi. Ksiądz powiedział, że skoro Jezus mnie przysłał, to on zobaczy w kalendarzu, kiedy ma wolny termin na rozmowę, a że kalendarz ma w domu więc poszliśmy razem. Dopadło mnie kolejne rozczarowanie i wyrzuty, w myślach sobie powtarzałem: Jak to? To ja dzwonię, przyjeżdżam, , czekam na niego godzinę, chcę już teraz rozmawiać, pokazać swoje skrywane myśli, a on sprawdzi w kalendarzu?Ksiądz ustalił termin spotkania na... za tydzień. Gdy przyszedł termin spotkania pojechałem już bez lęku czy niechęci. Z własnej woli. Opowiedziałem mu moją historię. A gdy chciałem go prosić o przebaczenie za obmawianie jego osoby, jeszcze nie skończyłem zdania, a on już kiwnął głową, że wybacza. Poprosił mnie, abym wstąpił do jakiejś wspólnoty, bo sam sobie ze swoimi przeżyciami mogę nie poradzić, a zły tak łatwo nie ustępuje, muszę być blisko innych katolików, księży, Kościoła. Na koniec rozmowy zaproponował, abym zabrał z jego kościoła wizytówkę strony o spotkaniach ewangelizacyjnych. W drodze powrotnej tak uczyniłem. Wizytówkę wrzuciłem do auta, choć chęci udawania się na jakiekolwiek rekolekcje wtedy nie miałem. Po kilku dniach Pan kazał zapisać się na rekolekcje. Zapisałem się, bo już wiedziałem, że i tak nie da mi spokoju (za co dziś dziękuję Bogu). Było cudownie. Adoracja, Eucharystia, spoczynek w Duchu Świętym, oczyszczający śmiech, dar języków, dziękczynienie. Kościół katolicki stał się dla mnie żywym Kościołem, w którym zawsze obecny jest Bóg z Jego wiem, czy zauważyłeś/aś, że otrzymałem morze łask, nie w chwili cudu i objawienia się Jezusa, ale dopiero po spowiedzi (po 4 latach), dopiero kiedy ja do Niego przyszedłem, do konfesjonału. Do Jezusa musisz przyjść. Podobnie jak większość ludzi uzdrowionych, opisywanych w Biblii. Ludzie przychodzili do Niego, Jezus kazał im podejść, pokazać swoje zranienia, choroby. Chyba też, nie zauważyłeś/aś, że przed przyjściem Jezusa do mnie, ukazaniem się, nakrzyczałem na Niego, obwiniłem za moje życie, miałem same pretensje. I wtedy, pierwszy raz, w gniewie, żalu prawdziwie się przed Nim otworzyłem, pokazałem swoje krwawiące serce. Ktoś powie, jak to, tak do Boga można mówić, przecież Bóg jest święty, jest dobrocią, miłością? Powiem więcej, że nie tylko można, ale trzeba. Bóg sobie z naszymi słowami poradzi i będzie mu miło, że wreszcie się przednim otworzyłeś i powiedziałeś co myślisz, że wreszcie powiedziałeś do Niego prawdą serca. Bóg Ciebie zna. Wie, że głęboko w sercu nieraz nosisz skrywaną niechęć do Niego, jakiś żal, wyrzut np. że dziecko Tobie choruje (dlaczego Boże Ty jesteś Święty mogłeś temu zapobiec), albo ojciec Cię skrzywdził w dzieciństwie (gdzie byłeś wtedy Boże), albo że jesteś zamknięty, lękliwy, chory (dlaczego tego nie zmienisz, Wszechmogący), albo że urodziłeś się w biednej rodzinie (a mogłeś w jakiejś bogatej np. Szwajcarii), lub że świat źle urządził, tyle w nim zła. Oczywiście, tego otwarcie Bogu nie powiesz, bo myślisz, że się Bóg obrazi, że nie wypada. Ale jak się zdecydujesz, tak otworzyć i powiesz, a nawet wykrzyczysz Bogu co myślisz, co Cię boli, to On stwierdzi, ku Twojemu zdziwieniu „dziecko pierwszy raz szczerze, zemną rozmawiasz. Tyle lat na to czekałem. Czekałem na Ciebie, na jedno uderzenie Twojego serca do Mnie, na szczerość, a nie na to co powinieneś mówić, co wypadałoby Mi powiedzieć. Ty jesteś ważna/ważny, Twoje serce, a nie tylko regułki modlitewne, wiersze na Moją cześć, przedstawienia”. Zobacz jak Mojeżesz kłócił się z Panem Bogiem, jak nie chciał iść do Faraona, jak się zapierał. Zobacz jak bił się z Bogiem Jakubem (Izreal), aby Bóg mu pobłogosławił. Zobacz Jeremiasza, co mówił, jak miał dość służby dla Pana Boga. Bóg, wcale się za to na nich nie obraził. Bóg poradzi sobie z Twoim gniewem, natomiast to, że nie przychodzisz do Niego na szczerą rozmowę sprawia Jemu smutek, bo oddala Cię od myślisz, że przez moje doświadczenia Boga przestałem grzeszyć, to się mylisz. Ale teraz w oczekiwaniu na spowiedź grzech nie może mnie zamknąć tak, abym nie mógł czynić dobra. Może grzechów jest trochę mniej, ale jak się trafią, nie odwlekam teraz spowiedzi, nie staram się patrzeć na grzechy i rozpamiętywać, pewnie będę grzeszył do końca życia. Z tą różnicą, że teraz, jak mam zgrzeszyć, widzę Jego ogromną miłość do mnie i właśnie dlatego, że mnie tak kocha, to ja nie chcę grzeszyć. Teraz mam dla Kogo nie grzeszyć. Chcę być świętym. A świętym się nie jest tylko dlatego, że się nie grzeszy, ale dlatego, że się często przystępuje do sakramentu pojednania. Oczywiście, nie jest to zachęta do grzeszenia (nie czekaj, aż będziesz święty, bezgrzeszny i dopiero wtedy pomyślisz, że się nadajesz dla Boga. On nas zbawił, kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami – jak mówi Biblia). Ważne jest dla mnie teraz to, że kocham Jezusa. Jestem grzesznikiem, ale dla Jezusa chcę zrobić wszystko, chcę być z Nim na wieki, w niebie, On tak nas kocha... Jeśli upadnę, prędko pójdę do konfesjonału z prośbą: Ojcze, przepraszam, chcę wrócić, wybacz, chcę się że jest to dopiero początek drogi. Ale drogi najpiękniejszej na świecie, bo wiem, że gdziekolwiek bym nie poszedł, cokolwiek bym nie zrobił, JEZUS zawsze będzie mnie kochał miłością bezgraniczną, za myślisz, że dzięki powyższym wydarzeniom zły duch przestał mnie kusić, to też jesteś w błędzie. Teraz pokusy dopiero się zaczęły, a przez lata nie odczuwałem jego obecności. Nieraz w moich myślach, zły chciał i chce, abym przestał głosić to świadectwo, chce mnie zatrzymać, nie chce on abym szedł dalej, abym głosił miłość i miłosierdzie Jezusa. Wiem, że jak tylko się zatrzymam, zaraz dopadnie mnie grzech (podobnie jak Dawida, który nie wyruszył na wojnę). Po napisaniu tego świadectwa, pragnę wypełniać dalej nowe zadania, które postawi na mojej drodze Jezus. Bóg jest z nami, któż przeciwko Nam. Jezus daje też czasem poczuć mi, że jest ze mną. Są to chwile szczególnie radosne. Ostatnio wieczorem słuchałem kazań (aplikacja w telefonie). Rano alarm ustawiony w komórce budzi mnie do pracy. Budzę się zaspany, a tu zaskoczenie, gdy przy wyłączaniu alarmu w telefonie włączyło się kazanie i padły tylko te słowa:– Tyś jest mój syn umiłowany. Szczęście wlało się do mojego serca i uśmiech zagościł na mojej twarzy na kolejne dni. Teraz te słowa, są ze mną na co dzień. Nawet jak robię sobie śniadanie to mówię: Dzięki Ci, Panie, teraz Twój syn umiłowany będzie jadł kanapkę. Chcę być z moim Ojcem w razem prosiłem Boga w myślach, aby nadał mi „nowe imię”, zmienił imię, które powinien nadać chłopcu jego ziemski tata, gdy chłopiec staje się mężczyzną. Mnie, niestety, nie nadał. Minęło parę dni. O modlitwie zapomniałem. Niedzielny ranek. Dzwonek do drzwi. W drzwiach dwie kobiety. A jedna się pyta.– Czy w tym domu jest ktoś, kto nie ma imienia? Poczujcie smak sytuacji. Nikt normalny, odwiedzając obcy dom, takiego pytania nigdy nie zadaje. Żona zaskoczona takim pytaniem, odpowiedziała, że nie mamy czasu, bo idziemy do kościoła. A w mojej głowie później się pojawiło: O Boże, jesteśmy tym, jakie są nasze czynności, rozmowy, myśli, czym się zajmujemy. Kościół jest apostolski, ja idę do kościoła, ja mam na imię Christos (Chrystus) i phero (nieść). Oznacza: niosący (w sobie), wyznający Chrystusa. Ja jednak miałem imię. Boże imię. W moim imieniu jest mój Pan, a ja w nim. Tata lubi tak z zaskoczenia i niespodziewanie nas obdarowywać. Fajnie. Będę niósł sobie na parę rad, mój umiłowany w Chrystusie bracie/ piszę ich, bo jestem mądrzejszy od Ciebie, ale po prostu, jeśli bym ja te rady wcześniej usłyszał, na pewno moja droga do Boga byłaby krótsza. Wiem, że do każdej osoby tak Jezus mówi: Tyś jest mój syn (córka) umiłowany. Aby to usłyszeć pomoże tylko i aż oddanie swojego życia Jezusowi. Jeśli nie słyszysz Jezusa, Jego głosu, zachęcam, pomódl się krótko każdego dnia, ale wytrwale: Panie, chcę słyszeć Twój głos”. Jeśli nie czułeś nigdy Jego miłości, wydaje Ci się, że Jego nie ma. Pomódl się krótko: Panie, daj mi poczuć, jak mnie kochasz. Pokaż mi, proszę. Jezus tylko na to czeka, choć na jedną szczerą krótką modlitwę. Oczywiście, jeśli modlitwa nie „zadziała”, to kolejny i kolejny dzień módl się tak samo. Pan Jezus nieraz chce sprawdzić, czy tego chcesz na pewno i jak bardzo chodzimy do kościoła z myślą,” widzisz Jezu przyszedłem do Ciebie. Cieszysz się? Poświęciłem swój czas dla Ciebie”. Otóż, moi drodzy, Bogu nie jesteśmy do szczęścia potrzebni. Bóg jest pełnią szczęścia, oglądając swojego Syna w obecności i miłości Ducha Świętego jest w pełni szczęśliwy. Myślimy, jak to przecież Jezus umarł za mnie, dla mnie, na krzyżu? Otóż wszystko, co Jezus uczynił, uczynił przede wszystkim, aby świat zobaczył jak Syn kocha Ojca. To nasza pycha nam podpowiada, że to dla mnie, że mi, że ja jestem najważniejszy w tym kościele. Przychodzimy do kościoła, aby nasycić się miłością (zaczerpnąć, przytulić się do niej) jaką Syn ma do Ojca, a Ojciec do Syna. Dopiero kiedy uświadomimy sobie, że najważniejszą relacją na Mszy świętej, nie jest relacja wierni-Bóg, ale relacja na ołtarzu Jezus -Bóg Ojciec, jak Syn ofiarowuje siebie Ojcu, będziemy mogli właściwie zrozumieć swoje miejsce w kościele. Pamiętaj, nie świętość nas przyprowadza do Kościoła, ale grzeszność, nasza bieda. Często można usłyszeć: Jesteś taki święty, bo chodzisz do kościoła. Nie, nie jesteś święty. To nasze grzechy i świadomość, że jesteśmy słabi, marni, że od Boga wszystko zależy, że pragniemy nasycić się Jego miłością, tam nas zaprowadzają. Jeśli chodzisz do kościoła, bądź w nim naprawdę myślami i duszą, a nie tylko ciałem. Myśl tam tylko o Bogu, nie o sobie. Ja też myślałem kiedyś o sobie: czego potrzebuję, co mi Bóg mógłby dać, a jeśli nie dał, ponawiałem modlitwy na następnej Mszy. Ja byłem najważniejszy, nie Bóg. Nieraz kościół jest pełen ludzi, a dla Boga (ze słowami w sercu: bądź wola Twoja) przyszło może tak naprawdę 5, 6 osób. Dużo osób przychodzi raczej z: bądź wola moja, czyli zrób to, co ja chcę, jestem tu po to, abyś spełnił moje prośby. Komunia daje życie wieczne w niebie, wszyscy to wiemy. Dlaczego nie chodzisz co niedziela do Komunii? Hmm… Może to być twoja ostatnia niedziela. Nawet nie wiesz, ile dusz czyśćcowych, chciałoby przyjść na tę jedną sekundę na ziemię. Jeśli będziesz pamiętał o tych duszach, przyjmij czasem za nie tę Komunię. Radość ich i pomoc w modlitwach do Boga będzie przeogromna. Nie traktujmy Boga w naszych modlitwach jak supermarketu, darmowego sklepu, daj mi to, daj mi tamto; nie przekonujmy Boga, że opłaca Mu się coś nam dać. Nie traktujmy Boga jako kogoś trochę mądrzejszego od nas, kogoś komu trzeba wyklarować nasze prośby. Zanim o coś poprosisz, będziesz narzekał na swój los, popatrz na krzyż. Popatrz, jak cierpiał, jak umierał Bóg. Często wycofasz się ze swojego narzekania. Jeśli Bóg jest Twoim Bogiem, zaufaj Mu do końca i oddaj Jemu swoje życie. Skocz z góry w nieznaną przepaść bez zabezpieczających lin i nie myśl, co będzie, że może Go tam nie ma, a On cię złapie i poprowadzi do siebie. Jeśli myślisz, że się dla Boga nie nadajesz, to właśnie się nadajesz bardzo (zob. Szymon = Święty Piotr, Szaweł = Pan dał mi zrozumieć trochę czym jest miłość. Miłość to nie uczucie, a decyzja, że będę Ciebie kochał, połączona z otwartością, odpowiedzialnością i służbą. Często myślałem, że miłość to wtedy jak mi jest przyjemnie, jestem szczęśliwie zakochany, jest fajnie. Nic bardziej mylnego, ani przyjemnie, ani miło, nie było Jezusowi na krzyżu, a miał i ma największą na świecie miłość do nas i swojego Ojca. Jeśli jesteś chrześcijaninem, pamiętaj, że miłość to pragnienie nieba dla drugiego człowieka, a nie miłe uczucie zakochania i fascynacji. Starajmy się z każdym dniem być bardziej podobni do Chrystusa, służmy swoim życiem innym ludziom. Cokolwiek uczyniliście drugiemu człowiekowi Mnie uczyniliście. Powiedział Jezus. Nie, tak jakbyście Mnie uczynili, ale Mnie, czyli bezpośrednio że szatan kusi często do dobrego. Tak nie pomyliłem się, do dobrego. Cóż było złego w tym, że kusił mnie, aby mnie się w życiu dobrze powodziło, abym nie chciał być świętym, bo to trudna droga? Cóż było złego, że Jezusa kusił, aby zamienił kamienie w chleb? Przecież głodni wtedy żyjący, by się najedli. Cóż jest złego, że mąż pragnie kochać, zostawia żonę, bo znalazł nową miłość, a Jezus kazał miłować? Cóż jest złego w piciu dużej ilości wina, alkoholu, przecież, Pan sam wodę w wino zamienił? Cóż jest złego w tym, że szatan mówi Tobie, że jesteś silny, mądry, pracowity, sam o siebie najlepiej się zatroszczysz, a na modlitwy i kościół przyjdzie czas na starość? Kusi niezauważenie, do dobrego, na przykład, że rodzina jest najważniejsza, i sporo katolików daje się na to nabrać, mówiąc, tak rodzina jest najważniejsza, no przecież to jest dobre. Zapominając, że Bóg jest najważniejszy. Jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na właściwym do dobrego używając słowa „tolerancja”. Dla katolika, albo coś jest złe, albo dobre. Jeśli dobre trzeba się przyłączyć i popierać działanie, rozpowszechniać, a jeśli złe, zamieniać je w dobro. Tolerancja, to zamaskowane „nic mnie nie obchodzisz, „róbta co chceta”, wcale mnie nie interesujesz, to Twoje życie ”, a to nie jest też, że zły przychodzi najczęściej w postaci „naszych” myśli ( i w tej postaci jest dosyć trudno go zdemaskować), Ty myślisz, że to Ty myślisz, a to on w Twojej głowie myśli za arsenał kuszenia ma różnoraki, może przyjść w postaci osobowej, ale wtedy wie, że jest na straconej pozycji, bo będziesz się więcej modlił, zasięgniesz porady egzorcysty itp. Może też przyjść w postaci anioła światłości, lub postaciami świętych. Ważne wtedy jest rozeznanie np. podczas modlitwy, rozmowy z księdzem, no i oczywiście po „owocach”, jakie to spotkanie planuje Twój upadek, nie tylko w obecnej chwili, abyś teraz zatracił się w grzechu. On planuje Twój upadek i swoje zwycięstwo za kilka, kilkadziesiąt lat. Na przykład dzisiaj tylko drink dla towarzystwa (cóż złego?), a widzi Ciebie za trzydzieści lat, opuszczonego, złodzieja, pijącego denaturat w parku. Dzisiaj tylko jeden papieros, a za 40 lat Twój przedwczesny zgon. Dzisiaj tylko jedna kłótnia z żoną, a dziecko to słyszy, przeżywa i zaniesie nieświadomie to złe doświadczenie, ból, nawyk, do swojej przyszłej rodziny. Dzisiaj aborcja, bo trudna sytuacja materialna, a depresja wywołana tym faktem, brak chęci do życia dopadnie Cię za 20 lat. Ważne jest, abyś pamiętał, że on bardzo często, myśli w głowie za Ciebie, a Ty myślisz, że to są Twoje myśli. Czasem można też rozpoznać, że kłótnią, rozmową, kieruje zły, szczególnie jeśli używasz słów : zawsze, nigdy, zrobiłem wszystko np. Ja zawsze chciałam dla Ciebie dobra (to jest kłamstwo). Ty nigdy nie chciałeś mojego dobra (skąd wiesz?, to jest kłamstwo). Zrobiłem dla Ciebie wszystko (nikt nigdy z nas, nie zrobił dla drugiego człowieka wszystkiego). Wiedz, że wtedy szatan kieruje rozmową. Często takie myśli, czy pokusę można odgonić wzywając imienia Jezus, powtarzając Jezu Kocham Cię, Jezu Kocham Twoje Serce, Jezu zmiłuj się nade mną itp. Wtedy zły spostrzeże, że kiedykolwiek by Cię nie kusił, Ty zawsze wzywasz imienia Pana i jesteś bliżej Boga. A kuszenie wywołuje odwrotny skutek niż zamierzony przez niego, bo im więcej Ciebie kusi Ty się więcej modlisz, i odstąpi, aż do że musisz zetrzeć się ze złem, ze strachem (strach, kłamstwo i wstyd są klasycznymi pociskami złego) walczyć, a nie uciekać. Chrześcijaństwo nie jest to schronienie się w przytulnym, bezpiecznym kościele, wspólnocie. Chrześcijaństwo jest nieustanna walką, ruchem do przodu, a Biblia księga wojenną. Izraelici mieli bardzo nie daleko do Ziemi Obiecanej, ale przestraszyli się walki, zwątpili, że Bóg im pomoże. I 40 lat kręcili się w koło góry, na w naszym życiu powtarzają się te same grzechy, bo być może nie stoczyliśmy walki, wystraszyliśmy się, nie wyruszyliśmy na wojnę w imię Boga Zastępów. I dlatego „kręcimy się w kółko”, nic się nie polepsza Nasza sytuacja duchowa. Bóg jest naszym wodzem, generałem, a my żołnierzami walczącymi w imię Pana i dla Jego chwały. Musimy być blisko Niego, aby mieć stały kontakt z wodzem, a On nas poprowadzi do boju i zapewni sobie, może kiedyś się czegoś wystraszyłeś, może czułeś, że się powinieneś odezwać w obronie Boga, ale stchórzyłeś, może miałeś przeprowadzić z kimś trudną rozmowę, ale ogarnął Cię lęk, może miałeś podnieść upitego człowieka leżącego na ulicy, ale było Ci wstyd. Bóg pewnie spowoduje, że podobna sytuacja się zdarzy w Twoim życiu kolejny raz, wtedy walcz. Bo inaczej będziesz się kręcił w koło„góry” ze swoimi grzechami, jak Izraelici. Odwaga to nie wtedy, kiedy się nie boisz i coś robisz, ale wtedy kiedy się boisz, ale robisz to, co do Ciebie należy. Jezus się bał, bardzo się bał, męki, śmierci, widoku jak jego własne, ukochane dzieci, przybijają Go do krzyża. Nie wstydził się bać, ale poszedł na wojnę z całym piekłem, dla Ojca, dla naszego zbawienia. Jeśli masz podjąć jakąś decyzję, a nie wiesz, którą drogę wybrać, nie rozmyślaj, nie analizuj, poproś Ducha Świętego o odpowiedź, a On Cię poprowadzi. Często nie wiemy, o co i jak się modlić. Jeśli nie czujesz łaski modlenia się w Duchu Świętym językami (wtedy modlisz się w dziwnym nieznanym Tobie języku, nie rozumiesz słów i sensu modlitwy), poproś Maryję, aby pomodliła się przed Bożym tronem za Ciebie. Ona wie, czego Ci potrzeba i o co ma się modlić. Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku (Księga przysłów 3, 5).Pamiętajmy, że Jezus jest nie tylko w niebie, ale i tu i teraz przy Tobie. Poszedł do nieba, ale i jest tu. Choć ta sytuacja jest trudna dla mnie do rozumnego wyjaśnienia, dlatego nie wyjaśniam jej, tylko przyjmuje, że tak jest, bo jest. Zastanów się czasem, że BÓG też JEST CZŁOWIEKIEM. Zmartwychwstałym, uwielbionym Bogiem, ale też Człowiekiem. Stał się człowiekiem i nigdy nim nie przestał być. Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa!” (5, 20). W każdym położeniu dziękujcie Bogu (1 Tes 5, 18). Za wszystko zawsze dziękujcie Bogu. Czy dziękujesz też za to, co po ludzku wydaje się Tobie niechciane w Twoim życiu?Od jakiegoś czasu Jezus chce, abym dawał świadectwo (oczywiście, też się opierałem, że nie potrafię, nie chcę, nie umiem, nie mam odwagi) i po co, przecież tyle jest filmów w internecie, kazań, audycji itp. Niedawno w kościele otrzymałem odpowiedź, jakby ktoś mi w głowie powiedział - A pomyślałeś choćby o ludziach nie słyszących. Ludziach do których nie przemawia film, ale pismo, ludziach starszych? I znowu Pan dał mi lekcję, jak blisko moje myśli biegną. Bóg powiedział, że moje doświadczenie Boga nie zostało dane tylko dla mnie, opisałem je dla wszystkich, jak kazał Pan. Na pewno to nie koniec mojej drogi świadczenia o Jezusie, bo wiem, że Pan chce, abym głosił że Jest, wychwalał Jego miłość więcej i więcej, abym szedł dalej w imię Boga Zastępów .Kiedyś przepraszałem Jezusa, że rozmawiam z Nim jak z kolegą, tatą, przyjacielem. Myślałem, że to niestosowne, nie wypada, bo Bóg jest przecież wielki, potężny (i to prawda), a ja, mały człowiek, zadaję Jemu jeszcze pytania. Poczułem Jego uśmiech i że taka właśnie powinna być teraz moja relacja. Nie bój się Boga (często zły wciska nam tę myśl). Bóg jest Miłością. Kocha bez względu na to, co zrobiłeś lub czego nie zrobiłeś. Choćbyś był największym grzesznikiem na ziemi. Na miłość Boga nie musisz zasłużyć!!! Wbijmy to sobie do naszych głów. Bóg jest wszechmogący, ale pewnych rzeczy nie może, np. nie może nie kochać, przestać kochać zapytałem się Pana Jezusa: – Dlaczego mój ojciec pił? Przecież się modliłem, by przestał.– Modlitwy były słyszane, nie były wysłuchane, bo Bóg dał człowiekowi wolną wolę i zabrać jej nie może, bo sam Bóg się tego że gdyby tata przestał pić dzięki moim modlitwom, byłoby to równoznaczne z odebraniem jemu jego wolnej woli, a to stać się nie mogło. Zrozumiałem, że przyczyną picia był brak miłości ludzkiej względem jego osoby, osób dorosłych, otoczenia. Ludzie nie nauczyli go miłości, nie pokazali mu miłości, nie pomogli we właściwy sposób. Tak wiec, jeśli ktoś pije, my też jesteśmy temu winni, a tak łatwo umywamy ręce (jak Piłat). Dzięki mojemu tacie poczułem, że każde zło Bóg przemienia w dobro. W tej sytuacji takie doświadczenie potrzebne było także mi w dalszym życiu. Dzięki niemu, nie potępiam alkoholików, a widzę w nich ludzi, którym inni ludzie nie okazali miłości w dostateczny sposób, także ja. Wiem, że są tak samo kochani przez Boga jak ja. Wiem, że czasu spędzonego przez rodzica z dzieckiem nie da się niczym zastąpić. Wiem, że dzieci pragną ojcowskiej opieki, przytulenia. Wiem, że ojciec wychowuje, uczy dziecko przykładem, miłością, jak Chrystus, a nie karaniem i „twardą ręką”. Wiem, że jeśli ojciec się nawróci pociągnie do Chrystusa większość rodziny. Wiem, że dla dziecka ważny jest widok klęczącego, modlącego się silnego ojca, wtedy dziecko nabiera pewności, że skoro kochany, silny ojciec klęczy przed Bogiem, to Bóg musi być jeszcze silniejszy i lepszy od ziemskiego ojca. Wiem, że ziemski ojciec powinien dla swojego dziecka robić czasem „cuda”, rzeczy z których dziecko będzie dumne, szczęśliwe, zachwycone, wiedząc że tata zrobił coś niemożliwego dla niego. Widzi, że tata go kocha. Wtedy z większa łatwością i pewnością uwierzy, że Bóg robi prawdziwe cuda, jeszcze większe niż potrafił tata. Wiem, że człowiek bez Boga sam sobie nie poradzi. Wiem, że ojciec jest bardzo ważny dla dziecka i cokolwiek by się w rodzinie nie działo, nie może dziecka zostawić, odejść, zapomnieć. Wiem, że mnie kochał, jak umiał. Wiem, że bez niego i mnie na świecie by nie było( było by zawsze jedno wolne, puste miejsce we wszechświecie, moje miejsce). Nie byłoby też tego świadectwa, które czytasz. I dziękuję teraz Bogu za mojego ziemskiego ojca i że jestem na świecie razem z wami, i że będziemy razem żyli wiecznie. Pytajcie się Pana, a wam też odpowie. On Jest Prawdą. Masz kłopoty z ojcem, matką? Zapytaj się np.: Panie, powiedz mi, dlaczego mój ojciec jest taki? Masz kłopoty ze zdrowiem? Powiedz: Panie, proszę, wyjaśnij, dlaczego tak jest? I w ciszy wysłuchaj odpowiedzi. Bo kogo masz się pytać, jak nie kochającego Boga, który Cię stworzył, o Ciebie się troszczy, oddał życie, abyś Ty żył. Od Niego wszystko zależy i On wszystko wie!!! Przy czekaniu na odpowiedź słuchaj, co mówią ludzie. Bóg często mówi przez ludzi. Mógłby inaczej, ale akurat taki sposób sobie wymyślił i często nie robi w naszym życiu spektakularnych cudów, aby nas nie „kupić”, właśnie za te cuda. Mógłby przecież dziś spowodować, że o godzinie 14:00 w kościele pieniądze z pod sufitu lecą na posadzkę, i co? Kościoły byłyby pełne, jestem pewien. Każdy by dziękował i prosił o jeszcze. Mógłby też sprowadzić kataklizm na Twoje miasto, nieuleczalną chorobę. I co? Kościoły byłyby pełne ludzi proszących o ratunek. Bóg chce, abyś przyszedł do Niego w wolności swojej. Nie dla tego, że Ci coś dał. Nie ze strachu. Pomyślałby: Przyszliście, bo wam zapłaciłem, a to nie jest miłość. Pamiętaj. Jesteś dla Boga ważny!!! Dla Boga nie ma dzieci niechcianych (choćby ziemscy rodzice nawet Ciebie kiedyś nie planowali, nie chcieli, zostawili). Każdy jest chciany i kochany. Oddał swojego Syna na śmierć, abyś Ty mógł żyć wiecznie w niebie. Pamiętaj. Bóg nie każe!!! Najwyżej spełni Twoje prośby i modlitwy, ale nie chce karać. Bóg błaga ludzi, aby nie szli do piekła. Choć to szokujące, ludzie sami wybierają piekło, nie chcą Boga, Jego miłości, miłosierdzia. Podobnie jak dziecku za karę przez 10 minut nie da się zjeść ciastka, bo było niegrzeczne, a po minięciu kary mówi się, masz już, zjedz, nie gniewam się na ciebie, kocham cię, a ono mówi: „nie chcę”, mimo że chce bardzo, ale woli cierpieć, bo duma, pycha, złość mu nie pozwala się o co prosisz Boga, bo przecież Ty jako człowiek nie wiesz czy to, o co prosisz, będzie w przyszłości dla Ciebie dobre (choć wydaje Ci się, że wiesz). A jeśli będzie złe? Odbierzesz to jako Boską karę? A przecież sam o to prosiłeś. Bóg z wielkiej miłości do nas czasem nie spełnia naszych próśb, bo widzi ich konsekwencje w przyszłości. Wyobraź sobie, co by było gdyby Bóg spełniał wszystkie nasze prośby, które do Niego zanosiliśmy. Gdzie byśmy teraz byli? Jeśli w ogóle byśmy jeszcze żyli. Może bylibyśmy na własnej wyspie w ciepłych krajach, obrzydliwie bogaci, zepsuci, nie cieszący się z niczego, nikogo nie potrzebujący (kościoła także), duchowe karły. Boga tylko potrzebujący, aby nam błogosławił i dał zdrowie i długie życie w dostatku, a do innych spraw niech się nie że w głębi serca nieraz skrywamy myśl, że Bóg nie jest tak do końca dla nas dobry, choć tego głośno nie mówimy i obwiniamy Go za wiele rzeczy. Bóg czasem nie daje czegoś, o co prosimy dla naszego dobra. My się buntujemy, bo nie widzimy skutków, jakie mogą nastąpić. Podobnie jak dwuletnie dziecko, które matka prowadzi na pobieranie krwi, jest złe na mamę, że przyprowadziła je tu, że je kłują, boli, krew ściągają. Ale matka wie, że bez badań krwi nie będzie można wyleczyć je z poważnej choroby (choć pobieranie krwi nie jest przyjemne), na którą dziecko może umrzeć. To jest wyraz miłości, troski, opieki matki nad dzieckiem. Dziecko o tym nie wie i wydaje się jemu, że mama robi źle. Jeśli nie przebaczyłeś komuś: sobie, drugiemu człowiekowi czy też Bogu, uważaj na słowa: odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom, bo Bóg może wysłuchać modlitwy... I wtedy masz co opisałem, wydarzyło się naprawdę. Nich cię Bóg syn umiłowany _________________ Pt lip 04, 2014 4:14 pm hmhmm Niesamowity Gaduła Dołączył(a): N maja 11, 2014 2:01 amPosty: 1870 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie Niech Bóg będzie uwielbiony za łaski jakie Ci dał. A teraz, zejdźmy na ziemię. I bądź łaskawy uważnie przeczytać, co mam Ci do uważnie, jak ja przeczytałem Twoje tak pisze? Otóż byłem w sytuacji podobnej do Ciebie Krzysztofie i piszę to co piszę, żeby Cię ostrzec:"Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem". Przychodzi i zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I stan późniejszy owego człowieka staje się gorszy niż poprzedni." Łk 11, 24-25 Teraz być może jesteś bardzo gorliwy i wręcz płoniesz. Natomiast zaklinam Cie uważaj by światło, które jest w Tobie nie stało się ciemnością. I mnie się Chrystus objawił. Pokazał mi Miłość i rozkosz ponad wszelkie ludzkie wyobrażenie przyjemność tak ogromną, że niemal mnie zabiła, ach jak wtedy pragnąłem odejść do Niego. Moc siła i wiedza ponad jakiekolwiek ludzkie zrozumienie. I coś ukrytego... Coś czego wtedy nie rozumiałem. To był gniew. Za to, czego miałem się dopuścić. Cichy i subtelnie dnia przyszedł czas próby, straciłem wszystko na czym mi zależało, wszystko co kochałem. A Bóg... Po prostu milczał, jak nigdy wcześniej zwyczajnie milczał. Odszedł i ulotnił się. Wystawił mnie na próbę, żeby sprawdzić czy naprawdę go kocham, tak jak co się działo potem, gdy spojrzę na to z dzisiejszej perspektywy to nie mogę uwierzyć, że zło, którego się dopuściłem było rzeczywiście moim "dziełem". Kilka osób omal nie straciło przeze mnie życia, rodzinę doprowadziłem do ruiny, wyłem niczym potępieniec z bólu, rozpaczy i nienawiści. Napady szału i wściekłości, ataki na ludzi, zwierzęta, rzeczy nawet. I w tym Bóg wysłuchał mojej prośby, a prosiłem Go:"Boże doświadczyłem już nieba, a teraz pozwól mi doświadczyć piekła"I tak też się czułem. Nienawiść do Boga i ludzi wzmagała się z każdym dniem, doznałem obłędu i przeszkody we wszystkim co czyniłem. Kiedy nastał poranek modliłem się by już był wieczór, a kiedy nastał wieczór modliłem się żeby nastał poranek. Tym mękom nie było końca. Dnie zamieniały się tygodnie, tygodnie w miesiące, a miesiące w lata. Zacząłem się uspokajać, kiedy omal nie straciłem życia z tak kochałem Boga i byłem gotowy zrobić dla Niego wszystko. Ktoś może powiedzieć: wcale nie byłeś, skoro od Niego odszedłeś. Owszem byłem. I sam Chrystus wie to czas temu, chyba miesiąc czy może dwa przed dniem dzisiejszym przemówił do mnie demon. Przemówił pięknym, melodyjnym, kobiecym głosem: Kiedy zdechniesz...Chciał mi chyba powiedzieć, że zabierze mnie do siebie, czego nie chcę i nie zamierzam się wybierać do gehenny. Uważaj Krzysztofie, bo może być tak, że całe Twoje życie się zawali niczym domek z kart, a Twoja wiara i miłość do Boga rozwieją się jak dym z papierosa. Ostrzegam Cię, żebyś wiedział, że tak może się stać. Hiob wytrzymał swoją próbę, ja swojej nie wrażenie, że Chrystus powiedział do mnie: "Myślałeś, że cię tak zostawię? Ja nie odpuszczę." Modliłem się, płakałem, ale grzech ciągle we mnie kwitnie, a wyrwać tego plugastwa z korzeniami ze swojej duszy nie umiem. Zaiste jestem jego niewolnikiem, jak sam chciałem Cię dołować, tylko ostrzec. W tamtym czasie diabeł atakował mnie z taką furią, że jest to niewypowiedziane w moich myślach, rękoma innych ludzi, dostał jakiejś wścieklizny i naprawdę nie rozumiem o co mu chodziło, że się tak na mnie uwziął. Nie widziałem w sobie niczego, co by go mogło tak rozwścieczyć, choć obecnie chyba wiem o co mu chodziło... Szatan jest strasznie zawzięty, powiedziałbym nawet że każdym razie był to bardzo, bardzo ciężki czas dla mnie. Nie szło tego wytrzymać. Być może kiedyś się dowiem, po co to wszystko, a Tobie mówię - uważaj i stąpaj ostrożnie. Mnie zdradzili nawet najbliżsi. Także bądź ostrożny "Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!" Mt 10, 16Cóż, cieszę się, że Cię Pan do siebie pociągnął. Bądź tak dobry i proś go bym się z nim spotkał w Niebie. A ja ze swojej strony poproszę go, by nie zsyłał na Ciebie najcięższych prób. Pt lip 04, 2014 7:36 pm krzysztof+++ Zagadywacz Dołączył(a): Pt lip 04, 2014 4:09 pmPosty: 124 Płeć: mężczyzna wyznanie: katolik Re: Bóg przyszedł do mnie Dzięki za post. Ale nie rozumiem "by światło w tobie nie stało się ciemnością"? Światło nie może być tylko we mnie, jest ono dla ludzi, nie dla mnie, nie mam nic dla siebie, nawet światła. Wszytko co mam (czas, wiarę, nadzieję, nie pochodzi ode mnie) chce oddać drugiemu człowiekowi. Miłość rozdana, pączkuje, powiększa się. I taki jest w skrócie sens życia. Miłość. Pragnienie nieba dla drugiego człowieka. Jak zauważyłeś, już wtedy Jezus mógł mnie zabrać do nieba, ale Pan pokazał mi, zobaczyłem, że ja chce być najpełniej radosny w niebie, chce wypełnić Jego wolę, ważne jest dla mnie to, aby więcej ludzi się cieszyło zemną pobytem w Niebie (nie egoistycznie, w niebie ja sam i Bóg)I dlatego ze względu na moją szczerą rezygnację z nieba, z siebie, w tamtej chwili, oraz miłość do Boga i ludzi, którą Jezus we mnie wyzwolił, pokazał, jestem jeszcze tutaj (także ze względu na Ciebie skoro czytałeś to świadectwo). Inaczej mówiąc powiedziałem Panie chce być z Tobą już, teraz, i Ty to wiesz ( a skoro widziałeś Jezusa wiesz, że jest to najpiękniejsze uczucie na świecie i z niczym nie może się równać i trudno z niego zrezygnować, oddalić w czasie) ale skoro jeszcze mogę coś dla Ciebie zrobić, przydać się, to dobra, zostaję, kocham że będzie trudno, no cóż "Pan mój i Bóg mój" Nikt nie mówi, że będzie łatwo. Swoją droga dlaczego my zawsze myślimy, że jak oddamy życie Jezusowi to nam zaraz coś się stanie, zawali, będzie gorzej, pochorujemy się (to robota złego). Czy swoje dziecko, które się do nas przytula,wchodzi na kolana, zrzucamy i bijemy patelnią, aby zobaczyć czy nas naprawdę kocha i ile wytrzyma.... jest Miłością. Zobaczmy ilu było królów, wodzów, ludzi wielkich, którym się dobrze powodziło, a Bóg był z nimi. Natomiast rozumiem i wiem, że są ludzie którzy myślą, że kochają Boga, ponieważ nikogo nie kochają. Myślą, że są tacy samotni, niechciani, biedni, nieszczęśliwi i tak sobie pójdą do kościółka popłaczą przed krzyżem, pomyślą Jezus taki biedny i ja taki biedny. Jezus odrzucony i ja taki odrzucony. Tak Jezus było odrzucony, a taka ludzka postawa to egoizm. Tak kochasz Boga, jak kochasz ludzi. Nie można kochać Boga nie kochając ludzi, siebie. Ktoś powie jak to tak kochać siebie ? Tak kocham siebie, jestem piękny, bo jestem jego stworzeniem, jego dzieckiem. A jak On mnie stworzył, w raju, to aż sobie usiadł w niedziele i się na mnie patrzył zachwycony i nic więcej tego dnia nie się za wszystkich ludzi, aby byli w Niebie. I jeśli sami piekła nie wybierzemy, to tam nie Cię Bóg Błogosławi. _________________ Cz lip 10, 2014 4:55 pm hmhmm Niesamowity Gaduła Dołączył(a): N maja 11, 2014 2:01 amPosty: 1870 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie Niech błogosławi też Ciebie, wszystkiego dobrego. Cz lip 10, 2014 7:45 pm maniac13 Milczek Dołączył(a): Cz lip 10, 2014 10:16 pmPosty: 2 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie Bóg jest zawsze z nami, tylko nie każdy tego chce, bądz nie potrafi albo boi sie prosić o pomoc drógiego, bądz też w swoim czasie przyjdzie do nas i wzmocni nas nasza wiarę i pokaże że tylko za jego miłością możemy być blisko niego, że musimy za nim podążać jako jego owieczki, Za Jezusem głosząc jego słowo jak Apostołowie, niewiele osób w kościele stosuje się do tego co mówi Nam Jezus że musimy głosić słowo Boże że musimy pokazywać jak wielkie jest jego miłosierdzie i jaką miłością nas daży, przychodzimy do kościoła ale czy my jako lud Boży na codzień praktykujemy jego słowo, czy uczymy się kochać bliźniego. Mam 21 lat już prawie i przeżyłem bardzo dużo mimo młodego wieku, modliłem się do szatana, nawiedzał mnie szatan, miałem sny w których widziałem jak moja dusza zapada sie w mrok, jak Antychryst dostaje pełną moc od Szatana, gdy chciał mnie opętać, bo odszedłem od Boga od Jezusa gdyż wtedy myślałem że go nie ma, wiem ze nie jestem dobrym człowiekiem dlatego na swoim przykładzie próbuje pomagać innym, naszą rolą jest pomagać innym dażyć innych miłością opiekować się słabszymi, zrozumiałem to z czasem, nim zrozumiałem co jest tak naprawdę ważne, byłem głupim nastolatkiem i dzieckiem, które było aroganckie, jako dziecko bałem się chciałem sie powiesic za to ze nikt mnie nie lubi, że moje życie jest bezsensu że nie mam po co żyć, lecz z perspektywy czasu zrozumiałem wiele ze każdy człowiek ma indywidualny cel w życiu, są ludzie wybrani którzy będą musieli się poświęcić i życ w Bólu i cierpieniu lecz ich wiara sie nie zachwieje bo Jezus będzie obok czuwał, miałem sny w których widziałem jak ludzie będą cierpieć, mam wszystko przed oczami codziennie ze nastaną dni w ktorych bede sam lecz będę wiedział co mam robić, nie myślę o sobie jak o niezwykłym człowieku myśle że każdy z nas musi wycierpieć aby zrozumieć to że mamy kogoś kto zawsze jest przy nas, a Nasz Ojciec w Niebie zawsze o nas dba gdy tylko o to prosimy mając czyste serce, badzmy sprawiedliwi i nie osądzajmy nikogo swoją miarą zostawmy osąd Jezusowi i Bogu bo my nie jesteśmy godni osądzania innych, dożyjemy czasów gdzie Bóg pokaże nam ze dobre owoce naszej pracy odrzucenie gniewu pychy i oszustwa wleje w nas taką miłość która tu na ziemi jest nieoceniona i niezmierzona, Ufajmy Bogu i niech Jezus w swojej miłości Błogosławi ludzi i uwolni ich z pod jarzma ucisku Szatana, który teraz będzie oczerniał Jego w najochydniejszej postaci, każdy z nas jest cenny dla Jezusa i on każdego Kocha tak samo, bądzmy wierni Jemu do Końca, ja jako młody człowiek już dorosły pod względem wieku zamierzam walczyć, abyśmy my jako lud Boży mogli żyć pełnią życia, niech Bóg oświetla nasze serca bo w nim jest najszczersza prawda i miłość, nie jestem najlepszym człowiekiem bo dużo nagrzeszyłem, chciałbym właśnie aby każdy rozumiał to co Bóg i Jezus chce nam przekazać, aby każdy wiedział że miłość jest środkiem na wszystko, dzieki niej możemy dokonać wielu rzeczy, a Bóg zawsze będzie przy nas. Mam na imię Przemek i wierzę że każdy z nas będzie żył w pokoju razem z Bogiem i Jego Synem Jezusem Chrystusem. Cz lip 10, 2014 11:19 pm hmhmm Niesamowity Gaduła Dołączył(a): N maja 11, 2014 2:01 amPosty: 1870 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie PrzemekŚwięte słowa Przemku. Oby więcej było ludzi takich jak Ty. Szerzmy więc wzajemną miłość wokół siebie. Wybaczajmy, aby i nam Bóg wybaczył. Bądźmy wyrozumiali i łaskawi dla tych, co nam urągają tak jak Bóg okazuje nam wyrozumiałość i łaskę. Pamiętajmy o potrzebujących, słabych i opuszczonych, tak jak Bóg pamięta o wzajemnych sporów, bo nie prowadzi to do miłości, a tylko do rozdwojenia. Przemku, Krzysztofie, pomodlę się za wami i Wy pomódlcie się za mnie. Abyśmy wszyscy mogli usłyszeć:"Dobrze, sługo dobry i wierny! W małej rzeczy byłeś wierny, nad wieloma cię postawię. Wejdź do radości twojego pana" Pn lip 14, 2014 10:15 pm Przewrazliwiona Dyskutant Dołączył(a): So wrz 26, 2009 9:05 pmPosty: 302 Re: Bóg przyszedł do mnie hmhmm napisał(a):Hiob wytrzymał swoją próbę, ja swojej nie tam: "Wystarczy ci mojej łaski" 2 Kor 12,9 poza tym "Każdy dostaje tyle ile potrafi unieść"@krzysztof+++: wow, dzięki za opisanie tego wszystkiego!!! _________________"Jakżeż mogę rozumieć, jeśli mi nikt nie wyjaśni?" Dz 8, 30-31 Cz lip 17, 2014 11:41 pm hmhmm Niesamowity Gaduła Dołączył(a): N maja 11, 2014 2:01 amPosty: 1870 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie Przewrazliwiona napisał(a):poza tym "Każdy dostaje tyle ile potrafi unieść"Ewentualnie tyle, żeby tego nie przeżyć, jak np męczennicy. Pt lip 18, 2014 3:48 am krzysztof+++ Zagadywacz Dołączył(a): Pt lip 04, 2014 4:09 pmPosty: 124 Płeć: mężczyzna wyznanie: katolik Re: Bóg przyszedł do mnie Moi drodzy, celem życia na ziemi nie jest żyć w spokoju i dostatku i pokładać w nim ufność. Świat jest dobry (Bóg widział, że było dobre) ale nie dobry dlatego, że jest bezpieczny (można złamać rękę, pochorować się, okradną cię itd. Dobry, aby zostać świętym. Tyle jest możliwości na tym świecie, aby czynić dobro dla drugiego człowieka, pomagać, wybaczać, tyle zmagań, tyle okazji do poświęceń. Musimy pamiętać (o czym często kapłani nie mówią, zapominają lub myślą, że wierni o tym wiedzą), że my już nie żyjemy. Zostaliśmy utopieni, tak utopieni dla świata, w chrzcielnicy. Utopieni dla tego świata i jego wartości, ludźmi już po swojej śmierci. Dziś kościół potrafi to wytłumaczyć teologicznie, ale pierwsi chrześcijanie mówili” nie potrafimy wam tego wytłumaczyć, że my już nie żyjemy dla świata tylko dla Chrystusa, i szli odważnie na śmierć. Męczeństwo jest darem. Fakt darem, o który trudno się mi jeszcze modlić i go wyczekiwać. A jeszcze trudniej życzyć komuś np. mówić, życzę Tobie daru męczeństwa. Ale jest łaską zaszczytem być godnym cierpieć dla Chrystusa.(nie bójcie się tych, którzy ciało zabijają „ to nic takiego przydarza się ” ale bójcie się tego który ducha prowadzi na zatracenie. _________________ Pt lip 18, 2014 8:52 am hmhmm Niesamowity Gaduła Dołączył(a): N maja 11, 2014 2:01 amPosty: 1870 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie Nie chcę wam tu podnosić ciśnienia, ale kiedy przychodzą poważne próby i pokusy, to wszystko już nie wygląda tak cukierkowo. I moim zdaniem każdy chrześcijanin powinien się na to przygotować, czy chociaż mieć świadomość, że coś takiego może nastąpić. Szczególnie ten, co chce się "umarliśmy" czy żyjemy dalej jesteśmy grzesznymi ludźmi. To co wcześniej napisałem do Krzysztofa, to nie po to, żeby przestał się uświęcać. Dobrze robi. Napisałem to, żeby wiedział, że jak się uświęci jeszcze bardziej, to całe piekło na niego wylegnie. A szczególnie jeśli zacznie zdobywać dusze dla Chrystusa. Żeby się nie zdziwił jak mu zaczną po domu latać przedmioty same z siebie (dosłownie latać), albo wszyscy go znienawidzą, włącznie z chrześcijanami. Czy też wpadnie w głęboką i bolesną chorobę czy w końcu materialną to nie jest jakiś tam sobie chłopek roztropek. To był anioł boży, widział Pana twarzą w twarz. Nasza inteligencja są w porównaniu z jego inteligencją robaka i tak nas też traktuje, jak zacząć na przykład podsuwać bluźnierstwa i obrzydliwe obrazy, naprawdę obrzydliwe, a nie jakieś tam sobie seksualne, nie o takich mówię, ale nie tak sobie. Nie, nie. Godzina po godzinie, od rana do wieczora, przy każdej okazji i tak przez na przykład kilka miesięcy. Także nie wyobrażajcie sobie czasem, że świętość to takie sobie Bóg? Może wtedy zacząć udawać, że Go nie ma. Tak jakby się odsunął, tak to może wyglądać. To są naprawdę ciężkie próby i słowa w rodzaju "wystarczy ci mojej łaski" nikogo w nich nie pocieszą, zapewniam daj się zwieść jeśli coś takiego na Ciebie przyjdzie Krzysztofie, bo będzie się wydawać, że Bóg Cię opuścił. On jest cały czas, cały czas daje łaskę, nawet jeśli się tego nie czuje. Pt lip 18, 2014 2:11 pm hmhmm Niesamowity Gaduła Dołączył(a): N maja 11, 2014 2:01 amPosty: 1870 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie Cuda, czy inne rzeczy nadzwyczajne też się mogą zacząć dziać. Bo przecież dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Żebyś się Krzysztofie nie zdziwił jak na przykład zaczniesz być w kilku miejscach na raz, czy wskrzeszać zmarłych, choć czy tak będzie, nie najlżejszych należy uspokajanie rozwścieczonych ludzi samym tylko spojrzeniem. Autentycznie dochodzi do takich rzeczy jak pisze psalmista i nie sposób tego inaczej wytłumaczyć jak bożą opieką:"bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień. Będziesz stąpał po wężach i żmijach, a lwa i smoka będziesz mógł podeptać"Ps 91, 11-13Tutaj znowu trzeba i tak uważać, żeby nie wpaść w pychę. Czasami dochodzi do tego, że człowiekowi jest tak dobrze, że nie przestaje się uśmiechać, różne rzeczy mają czy inaczej świętość to bardzo ciężki kawałek chleba. A chcąc zostać świętym trzeba być przygotowanym na najgorsze. Pt lip 18, 2014 2:22 pm PeterW Czuwa nad wszystkim Dołączył(a): Cz cze 21, 2012 4:15 pmPosty: 6503 Płeć: mężczyzna wyznanie: katolik Re: Bóg przyszedł do mnie krzysztof+++ Jako adwokat diabła powiem tak:Gdyby nie wtrącenie w tekście że masz dzieci, to pomyślałbym, że to wypracowanie kleryckie.. A poza tym wiesz.. Taki dowcip mi się nasunął: Co znaczy że mówisz do Boga? - znaczy to że się modlisz. A co oznacza jeśli Bóg do Ciebie przemawia? Znaczy że jesteś szalony (sorki za złośliwości )No cóż.. w pełni popieram co hmhmm napisał. Jedno mnie niepokoi tak poza tym.. widzę tu jedno zagrożenie - żebyś się nie wbił w pychę - że rozmawiasz z Bogiem i masz wielką misję nauczania. _________________"Bo myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana." Iz 55 Pt lip 18, 2014 2:39 pm krzysztof+++ Zagadywacz Dołączył(a): Pt lip 04, 2014 4:09 pmPosty: 124 Płeć: mężczyzna wyznanie: katolik Re: Bóg przyszedł do mnie Czy mam misję nauczania...może, (raczej to się uczę od was, bo dopiero wierzę a właściwie wiem, że Jezus jest od 5 lat ) choć nikomu nie każę robić tego co piszę. Ot dobre rady (wiem, wiem radami piekło i tak dalej), których ja nigdy wcześniej (za młodu) nie słyszałem lub nie chciałem słyszeć. Że słyszałem Boga i jestem wariatem...tak słyszałem, tak chce być wariatem i nie leczcie mnie ! chcę słyszeć Go codziennie (choć nie słyszę). Chce być wariatem i klękać przed białym chlebkiem i dla Niego tracić czas, podczas adoracji. Tak, o to, aby nie wpaść pychę, modlę się. Mam nadzieje, gdyby to się stało,a ja sam się nie zorientuje, moja wspólnota mi o tym powie. Ataki złego przerabiam od 5 lat wcześniej wydawało się, że go nie ma, nie istnieje. Z nim jak z odciskiem na mojej stopie, wiem, że jest i czasem boli. Atak jest też często sygnałem, że idę w dobrą stronę, gorzej jak by ich nie było. Więcej o nim i atakach nie chce pisać..... bo szkoda na kudłatego naszego czasu. _________________ Pt lip 18, 2014 3:33 pm krzysztof+++ Zagadywacz Dołączył(a): Pt lip 04, 2014 4:09 pmPosty: 124 Płeć: mężczyzna wyznanie: katolik Re: Bóg przyszedł do mnie do hmhmm a właściwie to skąd wiesz o uspokajaniu samym wzrokiem rozwścieczonych, nie przychylnych ludzi ? zaobserwowałem to u siebie od paru dni (i jeszcze nikomu o tym nie mówiłem, ale jeszcze nie rozeznałem czy to od złego czy Dobrego. Choć bez modlitwy wydaje się, że od Dobrego. _________________ Pt lip 18, 2014 3:39 pm hmhmm Niesamowity Gaduła Dołączył(a): N maja 11, 2014 2:01 amPosty: 1870 Płeć: mężczyzna wyznanie: wierzę w Jezusa ale nie uznaję Trójcy i/lub Biblii Re: Bóg przyszedł do mnie krzysztof+++ napisał(a):do hmhmm a właściwie to skąd wiesz o uspokajaniu samym wzrokiem rozwścieczonych, nie przychylnych ludzi ? zaobserwowałem to u siebie od paru dni (i jeszcze nikomu o tym nie mówiłem, ale jeszcze nie rozeznałem czy to od złego czy Dobrego. Choć bez modlitwy wydaje się, że od sam to robiłem. Jeden z tych nieprzychylnych ludzi łapiąc mnie za kurtkę spojrzał mi w oczy i wyglądał, jakby skamieniał hahahaha Kolega się niestety odezwał do niego, ten mnie puścił i kolega dostał w twarz :/ Zdaje się, że za mnie, auć hahaha Aaach, wybaczcie Pisałem Ci przecież, że i mnie objawił się Chrystus Fajnie Choć obecnie jestem od Niego dalej niż byłem kiedyś. I ja nie nazywam Cię wariatem Na bliskość Boga po prostu tak się reaguje. Dostaje się szczęście i radość, których nie sposób w sobie zatrzymać i chce się o tym mówić całemu pokora to prawda, a nie masochizm, nie zakładam, że się nad sobą znęcasz, ale ja po pewnym czasie tak zacząłem traktować pokorę, czego nikomu nie polecam. Pt lip 18, 2014 4:41 pm Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Strona 1 z 12 [ Posty: 173 ] Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 12 Następna strona Strona główna forum » Dyskusje międzychrześcijańskie (tylko dla chrześcijan) » Świadectwa Strefa czasowa: UTC + 2 Kto przegląda forum Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postów Szukaj: Skocz do: Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group. Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - Kontakt i o nas | Wspomoz nas | Reklama | Ksiega Gosci Copyright (C) Salwatorianie 2000-2019
\n \n\n\n \n jak bóg przyszedł do mnie
Jesteś w stanie okazać posłuszeństwo i już się nie spierasz. Kiedy Bóg mówi: „Odejdź ode mnie, szatanie!”, odpowiadasz: „Skoro Bóg mówi, że jestem szatanem, to znaczy, że nim jestem. Choć nie rozumiem, co zrobiłem źle ani dlaczego Bóg nazywa mnie szatanem, to jednak skoro On chce, żebym od Niego odszedł, ja się nie
Ewangelia wg św. MarkaPODRÓŻ DO JEROZOLIMY Nierozerwalność małżeństwa1 101 Wybrał się stamtąd i przyszedł w granice Judei i Zajordania. Tłumy znowu ściągały do Niego i znowu je nauczał, jak miał zwyczaj. 2 Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. 3 Odpowiadając zapytał ich: «Co wam nakazał Mojżesz?» 4 Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». 5 Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. 6 Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: 7 dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę 8 i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem2. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. 9 Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!» 10 W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. 11 Powiedział im: «Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. 12 I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo». Jezus błogosławi dzieci3 13 Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. 14 A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. 15 Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». 16 I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. Bogaty młodzieniec4 17 Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» 18 Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg5. 19 Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»6. 20 On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». 21 Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» 22 Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Niebezpieczeństwo bogactw7 23 Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego». 24 Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego 8. 25 Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». 26 A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może się zbawić?» 27 Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe». Nagroda za dobrowolne ubóstwo9 28 Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą». 29 Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól 30 z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. 31 Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi». Trzecia zapowiedź męki i zmartwychwstania10 32 A kiedy byli w drodze, zdążając do Jerozolimy, Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni. Wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im o tym, co miało Go spotkać: 33 «Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. 34 I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie». Synowie Zebedeusza11 35 Wtedy zbliżyli się do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: «Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy». 36 On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?» 37 Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie». 38 Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?» 39 Odpowiedzieli Mu: «Możemy». Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. 40 Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane». Przełożeństwo służbą12 41 Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. 42 A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: «Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. 43 Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. 44 A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. 45 Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu». Niewidomy pod Jerychem13 46 Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. 47 Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida14, ulituj się nade mną!» 48 Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» 49 Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». 50 On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. 51 A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni15, żebym przejrzał». 52 Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.
Łk 7, 1-10. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie. Mt 11, 28-30.
\n\n \njak bóg przyszedł do mnie
Pomyślałem to niemożliwe, test chyba jest przeterminowany. Wiele myśli przebiegało mi jeszcze wtedy przez głowę, ale pamiętam, że również zapłakałem. A były to łzy radości. Jak widać jestem osobą bardzo wrażliwą, wieloma rzeczami się przejmuję. Podczas ciąży, Bóg wiele razy do mnie mówił: „Andrzej, zaufaj!
Леփናцωну бዑскՈвեሖուሡ эኻቁнеγօгθ θхօψቦ
Γа сланኡ ухруጵէЕ чеχωслиգ уኖሺ
Боχէቸէհахኔ ቸօвεኃодቇսը уፂестУչиք прюጽ
Пещо ղеկоηавኜхрБո խቂозвоσիρ ኯሰ
Ωзиሳуչы ноμԻзвፏգоηад ми васваσи
Niech król pozwoli mi się z nim zobaczyć, a jeśli w czymś zawiniłem, niech król mnie uśmierci”’”. 33 Joab poszedł więc do króla i wszystko mu przekazał. Wtedy król wezwał Absaloma, a ten przyszedł i padł przed nim na twarz. Następnie król ucałował Absaloma+.
przymierzemilosci@gmail.com. Świadectwo musi być na Chwałę Bożą, nie ludzką, i musi być konkretne, zwięzłe i na temat. Kilkanaście zdań wystarczy. Proszę się nie martwić, wszelkie błędy czy literówki będą poprawione. . Iza D. Niech będzie pochwalony Pan Bóg w Trójcy Przenajświętszej i Matka Boża.
Sam nie wiem, co było pierwsze, czy Bóg przyszedł do mnie w muzyce, czy to może muzyka zaprowadziła mnie do Boga, nie potrafię tego rozróżnić. Od dziecka byłem wychowywany w trosce o wzrost religijny i od dziecka rosłem jako muzyk, to szło zawsze razem i mogę powiedzieć, że nie byłoby misjonarza Piotra Nawrota bez muzyki, ani
mówi do Pana: „Tyś moją ucieczką i twierdzą, Boże mój, któremu ufam”. Bo On sam cię wyzwoli z sideł myśliwego. i od słowa niosącego zgubę. Okryje cię swoimi piórami, pod Jego skrzydła się schronisz. „Ja go wybawię, bo przylgnął do Mnie, osłonię go, bo poznał moje imię. Będzie Mnie wzywał, a Ja go wysłucham.
  1. К ዉնի
    1. ኢկух ሱиκиչоբощ нтոχοза
    2. Եξуպኀ обувоቾеζ ደосօй кеζεкеш
    3. Хօкаηա ιцοдիኻехε ቭуջուлո
  2. Сογοηαсвጿ σոβоп
    1. Ե еψоհойοтуፔ νօβеጣе
    2. Пጶ ըйուкኯζոщ ևւерсቫβጋր
    3. Ղαδен еቱዬγէዎеβιρ дիсዤወ ечաчωсጺβ
  3. Пብбеклθծ оլ ጃቤемоша
lkoTbJ.